Klara
rozejrzała się po mieszkaniu. Każdy mebel z innej parafii. Zbieranina gratów z
trzech różnych domów i przypadkowo dokupionych elementów. Nigdy niedokończony
przedpokój. Wołająca o remont ciasna kuchnia. Brudne ściany. Zniszczona
podłoga. Żadnego wygodnego miejsca, w którym mogłaby usiąść i poczytać książkę.
Brak wanny uniemożliwiający relaks w oparach aromatycznych olejków. Brak wewnętrznych
drzwi skazujący wszystkich domowników na wieczny brak ciszy i świętego spokoju.
Brak stołu, przy którym można by zjeść wspólny posiłek. Nieruszalne wielkie
akwarium z jedynym zamieszkującym je wiecznie żywym glonojadem. Cztery legowiska
dla dwóch psów...
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
sobota, 27 sierpnia 2016
Poszukując przyjemności
Zgodnie
z zaleceniami .Terapeutki Klara usilnie zaczęła poszukiwać rzeczy, które sprawiają
jej przyjemność. Na szczycie listy znalazły się spacery. Długie. Najchętniej po
parku. Niestety okazało się, że te spacery, żeby naprawdę sprawiły jej frajdę
nie powinny być samotne. Jan stanowczo odmówił współpracy, tłumacząc się stanem
zdrowia i dla jeszcze większego efektu przywołując niesprzyjającą aurę oraz
ogólną bezcelowość takiego łażenia. Klara wyciągnęła więc na ów spacer psa. Pies
początkowo wyraził wielką radość, która szybko przeistoczyła się w totalne
zaskoczenie, gdy trasa spaceru zmieniła się ze zwyczajowego „naokoło bloku” w „idziemy
w nieznane i to daleko”. Pies stanął jak wryty i z wesołego towarzysza pieszej
wycieczki zamienił się w smętny bagaż podręczny, coraz cięższy z każdym kilometrem
wędrówki. Na kolejny długi spacer już nie
dał się namówić. Żadna z nielicznych koleżanek Klary niestety nie dysponowała
wolnym czasem w środku tygodnia. Klara mogła więc spacerować do woli, ale
jednak samotnie. Wola samotnego spacerowania była wolą słabą. Po kilku długich
samotnych spacerach Klara zrezygnowała.
piątek, 26 sierpnia 2016
Przezroczysta
Kiedyś, dawno, zabrakło dla niej,
właśnie dla niej, lizaka. Takiego zwyczajnego lizaka, jakiego chłopaki dawali wszystkim
dziewczynom w klasie na Dzień Kobiet. Były przecież odliczone, więc dlaczego
zabrakło? I dlaczego właśnie dla niej? Nie była przecież najbrzydszą dziewczyną
w klasie. A może właśnie była. Może była. Najbrzydszą. I najgłupszą. Może
dlatego wtedy zabrakło dla niej lizaka, a potem zabrakło dla niej miejsca.
Miejsca na studiach. Miejsca w autobusie. Miejsca przy stole. Miejsca w jego
sercu. Jakoś to znosiła. Chyba uznała, że tak być musi. Że inni są ważni, a ona
nieważna. Inni odgrywali istotne role. Ona stała z boku i czekała, aż ktoś ją
zauważy. Musiała być przezroczysta, bo przechodzili obok i nie zauważali.
Czasem ktoś szturchnął, popchnął, przydepnął. To wszystko. Gdyby była inna
podstawiłaby komuś nogę, weszła w drogę, napluła w twarz, kopnęła w tyłek,
wykrzyczała prawdę w oczy. Gdyby była inna zrobiłaby którąś z tych podłych
rzeczy i zdobyła to swoje miejsce. Potrafiłaby. Potrafiłaby ukraść. Dowiedziała
się tego o sobie, gdy miała 10 lat. Potrafiłaby zabić. Tego dowiedziała się,
gdy miała lat 12. Potrafiłaby zdradzić tajemnicę. To wiedziała, od swoich 16
urodzin. Potrafiłaby złamać obietnicę. To do niej dotarło, gdy miała lat 20. Potrafiła
odrzucić wszystko i wszystkich. Wiedziała o tym jeszcze przed trzydziestką. Nigdy
nie skorzystała ze swoich mocy. Nie zwalczyła o żadną z głównych ról. Odpuściła
też te drugoplanowe. Nauczyła się unikać ciosów, schodzić z drogi, nie
zasłaniać ekranu, nie wchodzić w kadr, nie zabierać głosu, nie wymuszać
pierwszeństwa, nie znajdować się między młotem a kowadłem. I wszystko byłoby
dobrze. I przetrwałaby tak do końca. I nawet nie tęskniłaby za innym życiem.
Gdyby. Gdyby nie to, że wokół zrobiło się zbyt tłoczno. Gdyby nie to, że
usuwając się z drogi jednemu, wpadła na drugiego, potrąciła trzeciego i
rozsypała się po zderzeniu z czwartym
piątek, 5 sierpnia 2016
w ogrodzie wyobraźni cd.
Tu też zaczynało się lato. Wszystko
kwitło, pachniało i rosło jak szalone. Pszczoły, osy, trzmiele, szerszenie i
parę setek innych gatunków owadów żądlących
oraz wszelkiej maści muchy, upatrzyły sobie najwyższy świerk i uwijały
się wokół niego, bucząc jak samochody na autostradzie w godzinach największego
natężenia ruchu. Monotonny dźwięk zadziałał kojąco. Na chwilę przestała
dyskutować z rzeczywistością. Wzięła głęboki wdech. Powietrze pachniało sosnową
szyszką kąpielową i zieloną jaśminową herbatą. Lekki powiew wiatru dodał do
tego jeszcze upojny aromat bułgarskiego olejku różanego. Wdychała ten zapachowy
koktajl tak zachłannie, że aż się jej w głowie zakręciło. Pochyliła się
chowając głowę w ramiona. Obserwowała żwirowe kamyczki pod nogami. Wzięła kilka
do ręki. Były ciepłe, suche, gładkie. Każdy inny. Zamknęła je w dłoni, jak garść orzeszków, a potem
wysypała na ścieżkę. Narobiły hałasu większego niż się spodziewała. Jeszcze raz
wzięła kilka sztuk i jeszcze raz wysypała. I jeszcze raz, i jeszcze…
- Musisz tak hałasować? – usłyszała
niewyraźny głosik gdzieś mniej więcej spod swojego prawego buta. Wysypała
kamyki ostatni raz i nasłuchiwała. Przestała nawet na chwilę oddychać i zamarła
w totalnym bezruchu.
- Uf, nareszcie cisza – powiedział głosik –
Chrzęścisz, krzyczysz, grzmocisz kamolami, nie jesteś tu sama, kultury trochę!
Klara próbowała dostrzec źródło
pretensji, ale nie widziała nikogo. Ogarnął ją niepokój. - Nikogo nie ma a ja słyszę głos, to nie jest
dobry objaw – omiatała wzrokiem kamyki –
No, przyznać się, który to?
- Ty, z tobą naprawdę jest źle! Gdzieś ty
widziała gadające kamyki? No, wariatka mi się trafiła, prawdziwa wariatka! –
głosik stawał się coraz donośniejszy i coraz bardziej denerwujący. Klara
zaczęła rozglądać się nerwowo, ale w ogrodzie nikogo nie było. No nie było.
Zresztą kto mógłby tu być? No ale jednak
słyszy głos, więc…
- To chyba nie ty? – Klara spojrzała z
wyrzutem na kosa a ten tylko łebek w prawo, łebek w lewo. – Nie ty. To kto do
jasnej Anielki!?
- Wariatka, daję słowo, wariatka. I do tego
ślepa! – głosik był już bardzo wyraźnym głosem.
-
Bo jak wstanę i cię znajdę to… - Klara zamierzała podnieść się ze
schodków i rozprawić z tym bezczelnym typkiem, który najwyraźniej leci sobie w
kulki, ale powstrzymał ją przeraźliwy krzyk:
- Nie ruszaj się!!! Nie ruszaj się!!! Nie
ruszaj się !!!
-
Nie ruszam się. – spokojnie powiedziała Klara i została na miejscu – No widzisz, siedzę. Nie ruszam się.
Siedzę i nadal cię nie widzę. Byłoby nam zdecydowanie łatwiej rozmawiać, gdybym
cię widziała, bo jak rozumiem istniejesz poza moją wyobraźnią?
-
Na dół popatrz. Nie tam, w prawo
trochę.
-
W moje prawo czy w twoje?
-
W twoje, w twoje. Jeszcze trochę. Ta dam!!!
- Ale jak?! Niemożliwe?!
Przecież… - tuż koło jej prawej stopy był ślimak, dosyć spory, winniczek chyba.
Wybałuszał na nią swoje oczka i wyglądał zupełnie jak miniaturowy kosmita.
- Przecież ślimaki nie gadają… to chciałaś
powiedzieć, prawda? – przerwał jej bezczelnie i zaczął wywijać ósemki tymi
swoimi oczkami na antenkach. Klarze znowu zakręciło się w głowie – Przecież ja
nie odpowiadam za twoją wyobraźnię.
Wszystko w porządku
- Rany boskie czemu tak wrzeszczysz ?! –
szorstkim tonem zapytał Jan wyrwany z pierwszego, płytkiego snu.
- A nic, nic… coś mi się śniło…., śpij..,
śpij… - uspokoiła go Klara i wstała z łóżka najciszej jak potrafiła, żeby nie
obudzić psa. On w przeciwieństwie do Jana już by nie zasnął i nie bacząc na
godzinę 3.33 głośno domagałby się spaceru - Matko jedyna, co za koszmar! Skąd
mi się takie rzeczy biorą? – myślała Klara czekając, aż zagotuje się woda. Już
nie zaśnie, nie ma mowy - Zrobię sobie herbaty i posiedzę w salonie, przeczekam
do rana.
- Co tu tak siedzisz? Czemu nie śpisz? –
pytanie Jana wyrwało ją z zamyślenia. Próbowała jakoś zrozumieć swój sen i
nijak nie mogła go rozszyfrować. – Coś
ci jest?
- Głupi sen miałam. Posiedzę tu sobie. Nie
przejmuj się - Jan uspokojony
odpowiedzią wrócił do łóżka, a Klarze
zrobiło się smutno. Chyba jednak
liczyła na to, że on przy niej usiądzie, przytuli, powie coś, po czym ona
poczuje się bezpieczna i kochana, że posiedzą sobie tak razem do świtu. Kiedyś
powiedział „zaufaj mi, umiem dbać o miłość”. Sądziła, że miał na myśli miłość
do niej. Że chodziło mu o drobne gesty czułości, różę co piątek, o „jestem przy
Tobie, wszystko będzie dobrze”, o spojrzenie pod którym czuła się
najpiękniejszą kobietą świata, o wspólne długie spacery i głośny śmiech z byle
czego, o marzenia i skrzydła, o znam cię coraz lepiej a kocham coraz bardziej, o … Po kilku latach małżeństwa pamiętała te jego
słowa bardzo dobrze, ale była coraz bardziej zaskoczona, zdziwiona i
rozczarowana codziennością. A on chyba zapomniał. Zapomniał … - Klara nie była
w stanie powstrzymać łez. Płynęły cichym strumieniem. Będzie miała spuchnięte
oczy i czerwony nos.
***
- To
jedziemy? Zbierasz się już? – Jan trzeci raz pytał Klarę, niestety nie
otrzymał odpowiedzi – Znowu nie słyszy, głucha czy umarła? – wstał z kanapy i poszedł sprawdzić co się dzieje. Klara
siedziała na swoim fotelu i patrzyła w ekran telewizora.
- Słyszysz mnie w ogóle? – tonem na wszelki
wypadek podniesionym zapytał Jan raz jeszcze.
- No słyszę, nie musisz krzyczeć, o co
chodzi?
- Nie jedziemy?
- Gdzie? – Klara nie miała pojęcia o czym
mówi Jan. Spojrzała na zegar. Była siedemnasta dwadzieścia cztery.
- Nigdzie! – Jan obrócił się na pięcie.
- Jezu, nie pamiętam! Nie możesz mi
normalnie powiedzieć gdzie mamy jechać? Czy ja wszystko muszę pamiętać ?! Gdzie
ty idziesz… - Klara usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Jan wyszedł. Nie wiedziała
kiedy wróci. Wiedziała natomiast, że wróci na pewno. I na pewno będzie na nią
zły. I nie będzie się do niej odzywał. I…
- O matko jedyna! Jak mogłam zapomnieć ?!
No to dupa! Dupa, dupa, dupa ! – zgasiła telewizor. W mieszkaniu zapanowała
cisza. Zdezorientowany pies położył się w przedpokoju, z nosem w kierunku
drzwi, za którymi właśnie zniknął jego ukochany pan i nie wiadomo kiedy wróci - Co się ze mną dzieje? Powinnam pamiętać takie
rzeczy! Powinnam… - była na siebie wściekła. Ostatnio coraz częściej zdarzało
jej się zapomnieć, przegapić, zagapić się, nie zauważyć. Niezapłacone rachunki.
Niezmienione opony. Niekupione psie kulki. Zagubiona książka wozu. Chodziła
wściekła na siebie i wściekła na tych, którzy wściekali się na nią o to, że
zapomniała. Była już tym szukaniem i wkurzaniem się bardzo zmęczona.
Najchętniej zapadłaby w coś w rodzaju zimowego snu, albo dałaby się
zahibernować, żeby nie musieć szukać i nie musieć się denerwować. Albo
wynajęłaby kogoś do odszukiwania wszystkich zaginionych i zapomnianych rzeczy.
Kogoś, kto robiłby to za nią. Kogoś, kto przez chwilę za nią by żył, a ona
mogłaby sobie odpocząć.
***
- Klara co ci jest? – zapytał z troską Jan.
- A nic, nic …
tak mi się jakoś w głowie zakręciło. Zjem coś to mi przejdzie. Chyba
przez to wszystko zapomniałam o śniadaniu. I jeszcze ta wizyta jutro. Jakaś
podenerwowana jestem – Klara podeszła do lodówki. Nie ser nie…zdecydowanie nie.
O, jogurt sobie wezmę, chcesz też? – zawołała z kuchni – Nie to nie, ja sobie
zjem. Usiadła w pokoju i włączyła telewizor. Znowu zapowiadali upały.
- Czy to lato nigdy się nie skończy?! Ja już
nie wytrzymam! – wyłączyła telewizor. Od samego patrzenia na prognozę pogody
robiło jej się słabo. Niby nie musiała już jeździć do pracy. Niby mogła
spokojnie zalegać i dochodzić do siebie. Niby tak, ale o ileż byłoby jej lżej,
gdyby chociaż temperatury wróciły do normy. Jutro musi wyjść z domu. Musi wyjść
i pojechać do lekarza. Do sąsiedniego
miasta, żeby nikt jej nie widział. Chociaż to głupie, bo przecież i tam może
spotkać kogoś znajomego. Chociaż to głupie bo to przecież normalny lekarz. Jak
boli ząb to się idzie do dentysty i nikt nie uważa tego za dziwne. Jak boli
kolanko to do ortopedy i jedynym zmartwieniem jest to, czy on aby będzie
przystojny. Jak literki nagle robią się zbyt małe a rączki zbyt krótkie to w te
pędy do okulisty a zmartwienie to dopiero potem, przy wyborze oprawek, żeby modne
były i ładnie żeby było. Ale jak umysł za rzeczywistością nie nadąża, jak
postronki nerwów puszczają, jak słów brak za to łez za dużo, to jakoś tak
niechętnie i nie od razu do psychiatry. Bo przecież … Bo właśnie!
- Chcesz, to pojadę z Tobą – zaproponował Jan,
ale Klara wolała sama. Zawsze wolała sama. Do dentysty też sama chodziła. Jakoś
tak sama mobilizowała się bardziej, bardziej zbierała do kupy, bardziej brała w
garść. Więc teraz też. Sama.
- No jak wolisz… - Jan wolałby, żeby chciała,
żeby on z nią, ale ona woli sama, to przykre, ale skoro woli, niech tak będzie,
on tu poczeka, jakoś wytrzyma sam martwiąc się o nią, czy dojechała, czy się
nie rozsypała po drodze, czy lekarz w porządku, czy jej pomoże – to prześpij
się może trochę, odpocznij – próbował pomóc jakkolwiek.
- Może faktycznie, może się prześpię – Klara
zamknęła oczy i próbowała nie myśleć o jutrze, o pogodzie, o przyszłości.
Próbowała chociaż przez chwilę nie myśleć w ogóle o niczym. Bezskutecznie.
Tabletki by pomogły. Zasnęłaby szybko, spałaby do jutra nawet nie wiedząc, że
śpi. Tak byłby prościej. Byłoby, ale Klara najprostszych rozwiązań bała się
najbardziej. A jeszcze bardziej bała się utracić kontrolę. Leżała więc z
zamkniętymi oczami i wsłuchiwała się w odgłosy domu. W sapanie śpiącego psa, w
delikatny szmer bąbelków w akwarium, w na przekór wszystkiemu radosny śpiew
kanarka sąsiadów, w ciche kroki Jana sprawdzającego, czy wszystko w porządku. Nie
było w porządku. O tym, jak bardzo nie było, Klara miała się przekonać już niebawem.
poniedziałek, 1 sierpnia 2016
Po drugiej stronie mostu
- No, dobra, mam czego chciałam. Jestem
sama, w wielkim mieście. Nie mam pracy. Nie mam mieszkania. Na seks też się nie
zanosi – Klara rozglądała się za jakimś miejscem, gdzie mogłaby spokojnie
pomyśleć i ułożyć jakiś sensowny plan. Tak, powinna go była mieć zanim
przelazła przez most, który bujał się jeszcze ledwo dostrzegalnie, powinna, ale
nie miała. I nie zamierzała teraz mieć z tego powodu złego zdania o sobie
samej. Przecież ma przy sobie wszystko i tym razem nie zawaha się tego użyć. Usiadła
na ławce z zamiarem zrobienia przeglądu tego wszystkiego i w tym właśnie
momencie pojawił się znikąd czerwony, bardzo sportowy samochód i zatrzymał się
tuż przy niej. Za kierownicą siedział bardzo przystojny facet. Miała wrażenie,
że skądś go zna, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd, gdzie? Nawet jeśli go
znała to na pewno nie w parze z takim samochodem.
- To jak? Wsiadasz czy będziesz się jeszcze
zastanawiać? – jego głos sprawił, że zadrżała i poczuła lekkie mrowienie z tyłu
głowy.
- Pozastanawiam się chwileczkę –
odpowiedziała z uśmiechem i usilnie próbowała sobie przypomnieć skąd zna tego
człowieka, bo że go zna była pewna.
- Tym razem dam ci czas. Daj znać jak już
będziesz pewna – rzucił i … odjechał. Wolniutko i bezszelestnie.
- Jakie tym razem? Jakie dam ci czas? Skąd
ja go….? O cholera! – Klara zaczęła nerwowo grzebać w plecaku – Gdzie ja go
mam? Musi tu być…. Jest! Tak, to on, to na pewno on. Ten głos, to spojrzenie.
Ale jakim cudem… ? skąd on … ? i dlaczego nie…? – przypomniała sobie dokładnie
ich pierwsze spotkanie. Nie było zbyt miłe. Najwyraźniej
on się z tej czarnej wydostał – Klara się roześmiała - A ja się w niej za
chwilę znajdę...
Zaczęła przeglądać notes jeszcze raz, strona po stronie. Jakieś
rysuneczki, fajne nawet. Jakieś zdania wyrwane z kontekstu i pozbawione sensu,
ale same w sobie zupełnie zgrabne. Fragment planu jakiegoś miasta… zaraz, zaraz. Nie jakiegoś, tylko tego właśnie. I
nie byle jaki fragment, tylko kilka najbliższych ulic, które właśnie
rozpoznała.
- A
to co znowu? – Klara dostrzegła malutki krzyżyk w miejscu skrzyżowania ulic
Mrocznej i Świetlistej. Niedaleko. Mogłaby pójść i zobaczyć co tam jest. Nie ma
nic innego do roboty. Plan będzie wymyślać później. Pozbierała wszystko do
plecaka. Trzy razy sprawdziła, czy nie zgubiła czegoś najważniejszego i ruszyła
przed siebie. O tej porze miasto było jeszcze puste, nie licząc kotów i gołębi.
Klara nie przepadała ani za jednymi ani za drugimi. Wolała psy. Psy nie
chodziły po stołach i nie wspinały się po firankach, nie sikały na klawiaturę
laptopa ani do walizki. Zdecydowanie wolała psy, mimo tego koty usilnie
próbowały ją do siebie przekonywać, za co nie lubiła ich jeszcze bardziej. Wszystkie okoliczne sklepiki były jeszcze
zamknięte, tylko z piekarni dochodził już zapach chleba tak świeżego, że Klara aż
poczuła jego smak i usłyszała odgłos chrupiącej
skórki. Ależ była głodna!
Subskrybuj:
Posty (Atom)