Zgodnie
z zaleceniami .Terapeutki Klara usilnie zaczęła poszukiwać rzeczy, które sprawiają
jej przyjemność. Na szczycie listy znalazły się spacery. Długie. Najchętniej po
parku. Niestety okazało się, że te spacery, żeby naprawdę sprawiły jej frajdę
nie powinny być samotne. Jan stanowczo odmówił współpracy, tłumacząc się stanem
zdrowia i dla jeszcze większego efektu przywołując niesprzyjającą aurę oraz
ogólną bezcelowość takiego łażenia. Klara wyciągnęła więc na ów spacer psa. Pies
początkowo wyraził wielką radość, która szybko przeistoczyła się w totalne
zaskoczenie, gdy trasa spaceru zmieniła się ze zwyczajowego „naokoło bloku” w „idziemy
w nieznane i to daleko”. Pies stanął jak wryty i z wesołego towarzysza pieszej
wycieczki zamienił się w smętny bagaż podręczny, coraz cięższy z każdym kilometrem
wędrówki. Na kolejny długi spacer już nie
dał się namówić. Żadna z nielicznych koleżanek Klary niestety nie dysponowała
wolnym czasem w środku tygodnia. Klara mogła więc spacerować do woli, ale
jednak samotnie. Wola samotnego spacerowania była wolą słabą. Po kilku długich
samotnych spacerach Klara zrezygnowała.
No, ale coś dla zdrowia i kondycji robić
trzeba. Klara nigdy nie lubiła ćwiczeń fizycznych, ale być może mogłaby je
polubić. Za namową magistra fizjoterapii zapisała się więc do fitness clubu. Zakupiła
dres, koszulkę funkcyjną, skarpetki z ABS-em, miesięczny karnet i zaopatrzona w
butelkę niegazowanej wody mineralnej weszła, po raz pierwszy w życiu dobrowolnie,
na salę gimnastyczną. W ciągu sześćdziesięciu minut ćwiczeń doznawała przeróżnych
uczuć, ale żadne z nich nie było nawet odrobinkę podobne do przyjemności. Następnego karnetu już nie wykupiła. Jan
odetchnął z ulgą, gdyż tak do końca nie wierzył, że Klara wychodzi co tydzień z
domu na półtorej godziny, żeby poćwiczyć Pilates.
Kolejnym punktem na liście przyjemności
było rysowanie. Do tego nie potrzebowała towarzystwa. Potrzebowała ołówki,
kredki, farbki, papier, biurko, pomysł i odrobinę świętego spokoju. I tu niespodzianka.
O ile Jan stanowczo nie chciał zaangażować się w spacery, mimo próśb Klary, o
tyle mimo próśb Klary nie dał jej tej odrobiny spokoju podczas rysowania. Owszem, przeniósł biurko z jednego pokoju do
drugiego, tak żeby miała odpowiednie miejsce. Owszem, nie miał nic przeciwko
temu, aby wydała spory procent domowego budżetu na potrzebne materiały. Uznał
nawet, że to wspaniały pomysł, ale pod warunkiem, że Klara będzie rysować w
jego obecności i jego właśnie. Jako artystkę początkującą fakt, że ktoś obserwowałby
jej proces twórczy, a potem surowo go oceniał, był dla Klary tak przerażający,
że stanowczo odmówiła współpracy.
Rysowanie przestało być przyjemnością.
Klara szukała dalej. Wpadła na pomysł,
aby samotnym spacerom nadać odrobinę sensu i zamienić je w foto wyprawy. Może
wtedy wola będzie silniejsza. Wychodziła więc codziennie na niezbyt długie spacery
po okolicy i pstrykała a to chmury, a to mury, a to krzaczki, a to kaczki. Z
kilku zdjęć była nawet zadowolona. Kilka zdjęć chciała pokazać Janowi, ale „nie
teraz, może później, jak będę mieć czas”. Bo Jan był bardzo zajętym człowiekiem
i Klara to szanowała. Ale po co robić zdjęcia, których nikt nie chce oglądać.
Bo jakoś tak się złożyło, że Jan był całym światem Klary i jak on nie mógł, i
jak on nie chciał, to tak jakby nikt nie mógł i nikt nie chciał. A skoro nikt,
to … Klara przestała robić zdjęcia. No, niezupełnie przestała. Czasem coś tam
pstryknęła. Ale to już nie była taka przyjemność.
No to może książki? Zawsze lubiła
czytać. Całe dzieciństwo spędziła w swoim pokoju czytając wszystko, co wpadło
jej w ręce. Całą młodość spędziła w swoim pokoju czytając wszystko, co do domu
przytachała. Całe studia spędziła czytając wszystko, co przeczytać należało i
jeszcze trochę, dla przyjemności. Potem zabrakło czasu na czytanie. Chyba, że w
święta, albo w wakacje. A potem nagle ręce Klary zrobiły się zbyt krótkie, a
czytanie zbyt męczące. Ale teraz ma dobre okulary i dużo czasu i mogłaby. Zakupiła więc kilka nowości, rozsiadła się na
kanapie i zatopiła w lekturze. Cudowne uczucie. Niestety trwało krótko. Bo
najpierw pies. A potem Jan. I telewizor. I wiertarka u sąsiadów. I znowu pies.
I znowu Jan. I telefon. I dzwonek do drzwi. A swojego pokoiku Klara nie ma już
od 10 lat! I zamknąć się przed światem nie może. Czytanie odpada.
Jakżeż by było wspaniale, gdyby Klara
lubiła na przykład sprzątać. Pucowałaby sobie okna i podłogi od rana do wieczora.
Odkurzała meble i nieistniejące dywany. Polerowałaby rodzinne srebra. Prasowała
obrusy. Szorowałaby gary. Prasowała spodnie w kancik. Jakżeż byłoby cudownie, gdyby uwielbiała
gotować. Pichciłaby od rana do wieczora. Zwijałaby gołąbki, faszerowała gąski,
piekła schaby, gotowała kompoty i smażyła konfitury. Piekła ciasta i
ciasteczka, dekorowała torty. Ostatecznie mogłaby odczuwać przyjemność podczas
tradycyjnego shoppingu. Ganiałaby sobie po galeriach, przymierzała fatałaszki, „psiukała”
perfumy, polowała na wyprzedaże i promocje. Potem taszczyłaby do domu kolorowe
torby pełne skarbów i godzinami podziwiała zdobyte trofea. Zycie byłoby piękne!
A tak niestety lista przyjemności Klary
drastycznie się skróciła. Została na niej tylko czekolada. Gorzka.
No to jakby o mnie... Ja też jak potrzebuję towarzystwa to go nie ma a jak chce być sama to nagle wszyscy czegoś chcą.
OdpowiedzUsuńObiektywnie muszę stwierdzić,że świetnie piszesz.Wciąga.
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuń