Tu też zaczynało się lato. Wszystko
kwitło, pachniało i rosło jak szalone. Pszczoły, osy, trzmiele, szerszenie i
parę setek innych gatunków owadów żądlących
oraz wszelkiej maści muchy, upatrzyły sobie najwyższy świerk i uwijały
się wokół niego, bucząc jak samochody na autostradzie w godzinach największego
natężenia ruchu. Monotonny dźwięk zadziałał kojąco. Na chwilę przestała
dyskutować z rzeczywistością. Wzięła głęboki wdech. Powietrze pachniało sosnową
szyszką kąpielową i zieloną jaśminową herbatą. Lekki powiew wiatru dodał do
tego jeszcze upojny aromat bułgarskiego olejku różanego. Wdychała ten zapachowy
koktajl tak zachłannie, że aż się jej w głowie zakręciło. Pochyliła się
chowając głowę w ramiona. Obserwowała żwirowe kamyczki pod nogami. Wzięła kilka
do ręki. Były ciepłe, suche, gładkie. Każdy inny. Zamknęła je w dłoni, jak garść orzeszków, a potem
wysypała na ścieżkę. Narobiły hałasu większego niż się spodziewała. Jeszcze raz
wzięła kilka sztuk i jeszcze raz wysypała. I jeszcze raz, i jeszcze…
- Musisz tak hałasować? – usłyszała
niewyraźny głosik gdzieś mniej więcej spod swojego prawego buta. Wysypała
kamyki ostatni raz i nasłuchiwała. Przestała nawet na chwilę oddychać i zamarła
w totalnym bezruchu.
- Uf, nareszcie cisza – powiedział głosik –
Chrzęścisz, krzyczysz, grzmocisz kamolami, nie jesteś tu sama, kultury trochę!
Klara próbowała dostrzec źródło
pretensji, ale nie widziała nikogo. Ogarnął ją niepokój. - Nikogo nie ma a ja słyszę głos, to nie jest
dobry objaw – omiatała wzrokiem kamyki –
No, przyznać się, który to?
- Ty, z tobą naprawdę jest źle! Gdzieś ty
widziała gadające kamyki? No, wariatka mi się trafiła, prawdziwa wariatka! –
głosik stawał się coraz donośniejszy i coraz bardziej denerwujący. Klara
zaczęła rozglądać się nerwowo, ale w ogrodzie nikogo nie było. No nie było.
Zresztą kto mógłby tu być? No ale jednak
słyszy głos, więc…
- To chyba nie ty? – Klara spojrzała z
wyrzutem na kosa a ten tylko łebek w prawo, łebek w lewo. – Nie ty. To kto do
jasnej Anielki!?
- Wariatka, daję słowo, wariatka. I do tego
ślepa! – głosik był już bardzo wyraźnym głosem.
-
Bo jak wstanę i cię znajdę to… - Klara zamierzała podnieść się ze
schodków i rozprawić z tym bezczelnym typkiem, który najwyraźniej leci sobie w
kulki, ale powstrzymał ją przeraźliwy krzyk:
- Nie ruszaj się!!! Nie ruszaj się!!! Nie
ruszaj się !!!
-
Nie ruszam się. – spokojnie powiedziała Klara i została na miejscu – No widzisz, siedzę. Nie ruszam się.
Siedzę i nadal cię nie widzę. Byłoby nam zdecydowanie łatwiej rozmawiać, gdybym
cię widziała, bo jak rozumiem istniejesz poza moją wyobraźnią?
-
Na dół popatrz. Nie tam, w prawo
trochę.
-
W moje prawo czy w twoje?
-
W twoje, w twoje. Jeszcze trochę. Ta dam!!!
- Ale jak?! Niemożliwe?!
Przecież… - tuż koło jej prawej stopy był ślimak, dosyć spory, winniczek chyba.
Wybałuszał na nią swoje oczka i wyglądał zupełnie jak miniaturowy kosmita.
- Przecież ślimaki nie gadają… to chciałaś
powiedzieć, prawda? – przerwał jej bezczelnie i zaczął wywijać ósemki tymi
swoimi oczkami na antenkach. Klarze znowu zakręciło się w głowie – Przecież ja
nie odpowiadam za twoją wyobraźnię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz