- Rany boskie czemu tak wrzeszczysz ?! –
szorstkim tonem zapytał Jan wyrwany z pierwszego, płytkiego snu.
- A nic, nic… coś mi się śniło…., śpij..,
śpij… - uspokoiła go Klara i wstała z łóżka najciszej jak potrafiła, żeby nie
obudzić psa. On w przeciwieństwie do Jana już by nie zasnął i nie bacząc na
godzinę 3.33 głośno domagałby się spaceru - Matko jedyna, co za koszmar! Skąd
mi się takie rzeczy biorą? – myślała Klara czekając, aż zagotuje się woda. Już
nie zaśnie, nie ma mowy - Zrobię sobie herbaty i posiedzę w salonie, przeczekam
do rana.
- Co tu tak siedzisz? Czemu nie śpisz? –
pytanie Jana wyrwało ją z zamyślenia. Próbowała jakoś zrozumieć swój sen i
nijak nie mogła go rozszyfrować. – Coś
ci jest?
- Głupi sen miałam. Posiedzę tu sobie. Nie
przejmuj się - Jan uspokojony
odpowiedzią wrócił do łóżka, a Klarze
zrobiło się smutno. Chyba jednak
liczyła na to, że on przy niej usiądzie, przytuli, powie coś, po czym ona
poczuje się bezpieczna i kochana, że posiedzą sobie tak razem do świtu. Kiedyś
powiedział „zaufaj mi, umiem dbać o miłość”. Sądziła, że miał na myśli miłość
do niej. Że chodziło mu o drobne gesty czułości, różę co piątek, o „jestem przy
Tobie, wszystko będzie dobrze”, o spojrzenie pod którym czuła się
najpiękniejszą kobietą świata, o wspólne długie spacery i głośny śmiech z byle
czego, o marzenia i skrzydła, o znam cię coraz lepiej a kocham coraz bardziej, o … Po kilku latach małżeństwa pamiętała te jego
słowa bardzo dobrze, ale była coraz bardziej zaskoczona, zdziwiona i
rozczarowana codziennością. A on chyba zapomniał. Zapomniał … - Klara nie była
w stanie powstrzymać łez. Płynęły cichym strumieniem. Będzie miała spuchnięte
oczy i czerwony nos.
***
- To
jedziemy? Zbierasz się już? – Jan trzeci raz pytał Klarę, niestety nie
otrzymał odpowiedzi – Znowu nie słyszy, głucha czy umarła? – wstał z kanapy i poszedł sprawdzić co się dzieje. Klara
siedziała na swoim fotelu i patrzyła w ekran telewizora.
- Słyszysz mnie w ogóle? – tonem na wszelki
wypadek podniesionym zapytał Jan raz jeszcze.
- No słyszę, nie musisz krzyczeć, o co
chodzi?
- Nie jedziemy?
- Gdzie? – Klara nie miała pojęcia o czym
mówi Jan. Spojrzała na zegar. Była siedemnasta dwadzieścia cztery.
- Nigdzie! – Jan obrócił się na pięcie.
- Jezu, nie pamiętam! Nie możesz mi
normalnie powiedzieć gdzie mamy jechać? Czy ja wszystko muszę pamiętać ?! Gdzie
ty idziesz… - Klara usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Jan wyszedł. Nie wiedziała
kiedy wróci. Wiedziała natomiast, że wróci na pewno. I na pewno będzie na nią
zły. I nie będzie się do niej odzywał. I…
- O matko jedyna! Jak mogłam zapomnieć ?!
No to dupa! Dupa, dupa, dupa ! – zgasiła telewizor. W mieszkaniu zapanowała
cisza. Zdezorientowany pies położył się w przedpokoju, z nosem w kierunku
drzwi, za którymi właśnie zniknął jego ukochany pan i nie wiadomo kiedy wróci - Co się ze mną dzieje? Powinnam pamiętać takie
rzeczy! Powinnam… - była na siebie wściekła. Ostatnio coraz częściej zdarzało
jej się zapomnieć, przegapić, zagapić się, nie zauważyć. Niezapłacone rachunki.
Niezmienione opony. Niekupione psie kulki. Zagubiona książka wozu. Chodziła
wściekła na siebie i wściekła na tych, którzy wściekali się na nią o to, że
zapomniała. Była już tym szukaniem i wkurzaniem się bardzo zmęczona.
Najchętniej zapadłaby w coś w rodzaju zimowego snu, albo dałaby się
zahibernować, żeby nie musieć szukać i nie musieć się denerwować. Albo
wynajęłaby kogoś do odszukiwania wszystkich zaginionych i zapomnianych rzeczy.
Kogoś, kto robiłby to za nią. Kogoś, kto przez chwilę za nią by żył, a ona
mogłaby sobie odpocząć.
***
- Klara co ci jest? – zapytał z troską Jan.
- A nic, nic …
tak mi się jakoś w głowie zakręciło. Zjem coś to mi przejdzie. Chyba
przez to wszystko zapomniałam o śniadaniu. I jeszcze ta wizyta jutro. Jakaś
podenerwowana jestem – Klara podeszła do lodówki. Nie ser nie…zdecydowanie nie.
O, jogurt sobie wezmę, chcesz też? – zawołała z kuchni – Nie to nie, ja sobie
zjem. Usiadła w pokoju i włączyła telewizor. Znowu zapowiadali upały.
- Czy to lato nigdy się nie skończy?! Ja już
nie wytrzymam! – wyłączyła telewizor. Od samego patrzenia na prognozę pogody
robiło jej się słabo. Niby nie musiała już jeździć do pracy. Niby mogła
spokojnie zalegać i dochodzić do siebie. Niby tak, ale o ileż byłoby jej lżej,
gdyby chociaż temperatury wróciły do normy. Jutro musi wyjść z domu. Musi wyjść
i pojechać do lekarza. Do sąsiedniego
miasta, żeby nikt jej nie widział. Chociaż to głupie, bo przecież i tam może
spotkać kogoś znajomego. Chociaż to głupie bo to przecież normalny lekarz. Jak
boli ząb to się idzie do dentysty i nikt nie uważa tego za dziwne. Jak boli
kolanko to do ortopedy i jedynym zmartwieniem jest to, czy on aby będzie
przystojny. Jak literki nagle robią się zbyt małe a rączki zbyt krótkie to w te
pędy do okulisty a zmartwienie to dopiero potem, przy wyborze oprawek, żeby modne
były i ładnie żeby było. Ale jak umysł za rzeczywistością nie nadąża, jak
postronki nerwów puszczają, jak słów brak za to łez za dużo, to jakoś tak
niechętnie i nie od razu do psychiatry. Bo przecież … Bo właśnie!
- Chcesz, to pojadę z Tobą – zaproponował Jan,
ale Klara wolała sama. Zawsze wolała sama. Do dentysty też sama chodziła. Jakoś
tak sama mobilizowała się bardziej, bardziej zbierała do kupy, bardziej brała w
garść. Więc teraz też. Sama.
- No jak wolisz… - Jan wolałby, żeby chciała,
żeby on z nią, ale ona woli sama, to przykre, ale skoro woli, niech tak będzie,
on tu poczeka, jakoś wytrzyma sam martwiąc się o nią, czy dojechała, czy się
nie rozsypała po drodze, czy lekarz w porządku, czy jej pomoże – to prześpij
się może trochę, odpocznij – próbował pomóc jakkolwiek.
- Może faktycznie, może się prześpię – Klara
zamknęła oczy i próbowała nie myśleć o jutrze, o pogodzie, o przyszłości.
Próbowała chociaż przez chwilę nie myśleć w ogóle o niczym. Bezskutecznie.
Tabletki by pomogły. Zasnęłaby szybko, spałaby do jutra nawet nie wiedząc, że
śpi. Tak byłby prościej. Byłoby, ale Klara najprostszych rozwiązań bała się
najbardziej. A jeszcze bardziej bała się utracić kontrolę. Leżała więc z
zamkniętymi oczami i wsłuchiwała się w odgłosy domu. W sapanie śpiącego psa, w
delikatny szmer bąbelków w akwarium, w na przekór wszystkiemu radosny śpiew
kanarka sąsiadów, w ciche kroki Jana sprawdzającego, czy wszystko w porządku. Nie
było w porządku. O tym, jak bardzo nie było, Klara miała się przekonać już niebawem.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza