Poznałam go kilkanaście lat temu.
Chciałabym móc powiedzieć, że poznaliśmy się przypadkiem. Niestety to nie był
przypadek. To było fatum. Ale o tym wiem dopiero od kilku tygodni. Tak,
rzeczywiście zorientowałam się późno. Zbyt późno. To jedna z moich nielicznych wad. Zawsze
zauważam wyłącznie dobre strony wszelkich zjawisk. Na strony złe jestem ślepa.
Gdyby ktoś starannie pokroił na cieniuteńkie
plasterki mój mózg, a potem dokładnie obejrzał go sobie pod mikroskopem,
dostrzegłby niechybnie spory ubytek w tej jego części, która odpowiada za
realistyczne postrzeganie świata. A już szczególnie postrzeganie mężczyzn. O
ile bowiem potrafię od czasu do czasu zorientować się, że proponowane mi przez
nazbyt miłą ekspedientkę buciki nie są jednak w odpowiednim rozmiarze i nigdy
ich wobec tego nie założę i zgodnie ze spostrzeżeniem nie dokonać zakupu, o
tyle w kwestii facetów brnę ślepo wierząc, że tylko mi się wydaje i tak
naprawdę to on jest dobrym człowiekiem. Mam za sobą kilka fatalnych związków.
Kończąc każdy z nich przyrzekałam sobie solennie, że już nigdy w życiu, że wolę
samotnie się zestarzeć, niż po raz kolejny znaleźć się w związku, który będzie
uwierał mnie, jak za ciasny bucik. Niestety, racjonalne myślenie, zdrowy
rozsądek, instynkt samozachowawczy i parę innych mechanizmów, które mogłyby
mnie uratować przed podjęciem kolejnej fatalnej decyzji pozostawało w ścisłym
związku z tym uszkodzonym fragmentem mojego mózgu i kiedy pojawił się Edek, zamiast uciekać jak
najdalej, umówiłam się z nim na kawę. Edek mógł wydawać się przystojny. Był
szczupły, wysoki, miał niebieskie oczy. Już to powinno było dać mi do myślenia,
ale jak wiecie, nie mogło. Więc umawiałam się z Edkiem na kawy i ciastka.
Chodziłam z Edkiem na spacery do parku i na koncerty do filharmonii. Taki
kulturalny ten Edek, taki elegancki ten Edek, taki wrażliwy ten Edek i taki
zakochany. Sama nie bardzo byłam jeszcze w Edku zakochana, ale jego uczucie
wprawiało mnie w dobry nastrój, a dobry nastrój cenię sobie bardzo, więc kiedy
Edek się oświadczył, bezmyślnie się zgodziłam. Niestety należę do osób, które
jak coś obiecują to dotrzymują słowa, choćby się paliło i waliło i wolą nie
widzieć, że właśnie płonie las i walą się domy, i należałoby raczej ratować
własne życie, niż dotrzymywać danego słowa. No i ja również konsekwentnie nie dostrzegałam. Nie zauważyłam,
że wybrany przez nas samochód w autokomisie tuż po wpłaceniu zaliczki, nagle
postarzał się o jakieś 10 lat. Sparciały
opony, przegniła podłoga, odpadł zderzak. Oj tam, to używany samochód, wymaga
tylko drobnego remontu. Nie zauważyłam, że w czystym i schludnym dotychczas
mieszkaniu nagle zbierają się pokłady kurzu, tynk odpada ze ścian, chwieją się
krzesła i psuje się spłuczka. Oj tam, drobiazg, mieszkanie od czasu do czasu
trzeba odmalować i zrobić jakieś gruntowne porządki. Nie zauważyłam, że
wszystkie nowo zakupione sprzęty audiowizualne oraz mechaniczne narzędzia
ogrodnicze psują się praktycznie natychmiast po rozpakowaniu. Oj tam, pecha
jakiegoś mamy i tyle, felerne egzemplarze mogą się trafić każdemu. Nie
zauważyłam, że z dnia na dzień obydwoje straciliśmy pracę. Oj tam, ciężkie
czasy są, bezrobocie duże. Nie zauważyłam, ze pies traci sierść garściami i
jakiś taki słaby chodzi. Oj tam, stary jest. Nie zauważyłam, że nie mam już przyjaciół.
Oj tam, życie, każdy ma swoje… Nie zauważyłam kiedy stałam się gruba i brzydka… Edek też jakiś taki nie ten
sam. Nie patrzy mi w oczy, szura kapciami, prawie cały dzień śpi. A dobry
nastrój? Dobry nastrój zapewnia mi codzienna
dawka Prozaku i różowe okulary. Mam na imię Pollyanna.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza