Nadeszła
wiosna i wraz z nią Hrabina odzyskała życiową energię. Odzyskała ją w nadmiarze.
Najwyraźniej odebrała sporą jej część Witusiowi, gdyż ten od jakiegoś czasu
pogrążał się coraz głębiej w otchłani depresji. Im bardziej Wituś zapadał się w
ciemność, tym bardziej Hrabina emanowała wyimaginowanym blaskiem. Wydobyła z szafy od dawna nie noszone jedwabne
suknie, wsunęła na palec sygnet z rodowym herbem i przybrała wyniosły ton
głosu, odpowiedni do wydawania rozkazów. Pod ręką, na wszelki wypadek, miała
też sole trzeźwiące i chusteczki. Nieodłączny zestaw do manipulowania otoczeniem.
Wituś dla odmiany zapadł się w fotel z kubkiem ziołowej herbatki i tylko od
czasu do czasu łapał się za głowę albo zatykał sobie uszy. Nie mógł pojąć ani otaczającego
go wrogiego świata ani niczym nie uzasadnionego wobec niego i niepokojąco
narastającego entuzjazmu Hrabiny.
Hrabina natomiast pojąć nie mogła jakim cudem ona tyle lat wytrzymała z takim
niedołęgą. Nie omieszkała tego Witusiowi wypominać mniej więcej co jakieś piętnaście
minut, a w ostatnich dniach nawet częściej. Hrabina otrzymała bowiem
zaproszenie na wernisaż. Swoje prace wystawiała po raz pierwszy wnuczka
Hrabiny. Nie była to co prawda rodzona wnuczka albowiem Hrabina nigdy nie zniosłaby,
gdyby ktoś zwracał się do niej per „babciu” i w odpowiednim czasie stanowczo
poinformowała o tym własną córkę. Była to córka córki chrzestnej Witusia,
uzdolniona studentka ASP, której Hrabina poświęcała od dawna sporo, bynajmniej nie
bezinteresownej, uwagi.
- Kiedy ostatnio
byłam na wernisażu Ireny we Wrocławiu …
- To było pięćdziesiąt
lat temu! – warknął Wituś
- …. były tłumy!
Wernisaż organizowała Uczelnia. A tu nic nie pisze, że to Akademia zaprasza.
- Dzidzia cię
zaprasza. Sama organizuje. W domu kultury – Wituś tłumaczył, próbując zachować spokój.
- Jak to sama? Wernisaż
zawsze organizowała Uczelnia! U Waldemara też byłam… O! Tam to było eleganckie
towarzystwo! Profesorowie! Jak to sama!? To niemożliwe! – Hrabina czwarty raz
czytała treść zaproszenia, nie mogąc odnaleźć informacji o udziale Akademii w organizacji
wydarzenia.
- Ty chcesz tam
jechać?! – Wituś był naprawdę przerażony. Przerażała go myśl o tym, że Hrabina
każe się tam wieźć, a to późnym wieczorem jest i on wieczorem to się już raczej
kiepsko czuje. Jeszcze bardziej przerażało go to, że Hrabina mogłaby tam pojechać
sama. Taksówką. I on czekałby na nią w domu, wyobrażając sobie jak ona ginie
zasztyletowana przez taksówkarza – psychopatę.
- Oczywiście! Przecież to Wernisaż! Zostałam
zaproszona!
- To nie jest
zaproszenie. To jest tylko informacja – Wituś próbował jak mógł zniechęcić
Hrabinę do opuszczenia domu.
- Jaka informacja? To Zaproszenie! O, patrz!
Zaproszenie! - Hrabina z wyrzutem
podsunęła kolorowy kartonik Witusiowi pod nos.
- Ale nie jest
imienne – z satysfakcja zauważył Wituś, czym dotknął Hrabinę do żywego i
natychmiast pożałował. Oczy Hrabiny zwilgotniały a głos zaczął się łamać.
Przez chwilę wahała się czy omdleć, czy uderzyć w płacz. Wybrała to drugie.
- Tak, bo ty
zawsze do wszystkiego mnie zniechęcisz… jak więzień w tym domu siedzę, ludzi
nie widuję już wcale… we Wrocławiu to ja na wszystkie wystawy chodziłam, na
bale mnie zapraszano, na wernisaże… a tutaj co? Nic ! Tylko twojego marudzenia
słucham od rana do wieczora… - Hrabina ostentacyjnie sięgnęła po chusteczkę a
Wituś złapał się za serce ciężko wzdychając.