Próbowała sobie
przypomnieć kiedy ostatnio wstała wyspana, radosna i gotowa na zmierzenie się
ze wszystkimi wyzwaniami życia. Sięgała pamięcią najdalej, jak tylko potrafiła
i nie odnajdywała takiego wspomnienia. Czyżby w ogóle go nie było? A może
powinna założyć okulary, mogłaby wtedy
spojrzeć dalej. Albo spoglądać przez teleskop! Może wówczas, patrząc na małą
dziewczynkę zrywającą się o świcie z łóżka, by zajrzeć do pudełka z biedronkami
i dokładnie je policzyć, dostrzegłaby utraconą radość. Może, gdyby zdołała
sięgnąć wzrokiem poza horyzont,
zobaczyłaby też co lub kto pozbawił ją całej energii. Bo o tym, że nie
był to tylko upływający bezlitośnie czas była od dawna przekonana. Wystarczyło
spojrzeć na dziewięćdziesięcioletnią sąsiadkę, jak z uśmiechem na ustach, mimo
trzydziestostopniowego upału, poleruje szyby w oknach. Albo na tego starszego
pana z naprzeciwka, który codziennie o siódmej rano szedł sprężystym krokiem do
pobliskiego sklepiku po świeże bułeczki, witając się radośnie z każdym
napotkanym przechodniem i życząc mu miłego dnia tak serdecznie, że nie można
było nawet pokochać poniedziałek. Nie, nie, to nie był czas. Ten co najwyżej
dorysowałby jej kilka zmarszczek, dołożył kilkanaście kilogramów tu i tam,
kościstymi paluchami podziurawił odrobinkę pamięć. To musiało być coś innego.
Może kiedyś, gdzieś, przypadkiem, wydarzył się jakiś wypadek, w którym jej
zbiornik z energią został uszkodzony i nikt tego nie zauważył. I od tamtej
chwili, kropelka po kropelce wyciekało z niej życie. I zostało go już tylko
troszeczkę, na samym dnie. Ot tyle, żeby się obudzić, ale już nie tyle, żeby od
razu wstać. Wystarczająco na to, by przetrwać dzień, ale już nie tyle by
podejmować zbędne aktywności, takie jak radosny podskok na wieść o tym, że
właśnie przyszło lato albo szczery uśmiech na widok stawiającego pierwsze kroki
dziecka. Tyle, by podejść do samochodu, ale za mało, by podbiec do tramwaju.
Może wystarczyłoby jeszcze na snucie marzeń, ale na realizację choćby tego
najmniejszego, to już raczej nie. Chociaż, gdyby ułożyła się jakoś na skos,
albo mocno sobą potrząsnęła, energia spłynęłaby? A jeśli to nie jest
nieszczelność systemu spowodowana dawnym urazem? Może ktoś się włamał do
skarbca i bezczelnie wynosi po kawałeczku jej życiową siłę? Ale kto? Kiedy? I
jak mogła tego nie zauważyć? No, teoretycznie mogła. A praktycznie, to raczej
nie miała żadnej szansy się zorientować. Nie miała bowiem w zwyczaju ani jakoś
szczególnie kontrolować własnych zasobów, ani w żaden sposób ich zabezpieczać.
Wierzyła, że na początku otrzymała ilość wystarczającą i ufała, że całość jest absolutnie
bezpieczna. O święta naiwności! A jeśli
już na samym początku ktoś podebrał cichaczem sporą część? Że niby i tak
wszystko zostanie w rodzinie, że przecież kiedyś odda. Nie upominała się, bo to
jednak rodzina, to nie wypada, trzeba czekać, wierzyć. Może zapomniał? Na pewno
odda kiedy ona będzie bardzo potrzebować. Teraz potrzebuje! A może to wcale nie
ktoś spokrewniony? Może pozwoliła się bezczelnie okraść obcemu i tak jej było
wstyd, że nie przyznała się nawet przed samą sobą? To wielce prawdopodobne. Ktoś
ją okradł. Ratunku! Złodziej! Łapać go! Ludzie, na pomoc!
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza