Chłodne poranki. Szybko zapadający zmrok. Unoszący się w
powietrzu coraz wyraźniej wyczuwalny zapach rozkładu. Pojedyncze, przedwcześnie
pożółkłe liście, opadające znienacka. Już czerwona, dojrzała jarzębina a wśród
owoców pojedyncze, kwitnące zupełnie absurdalnie kwiaty o zapachu, który każde
z nich odbierało zupełnie inaczej. Tak, jak i nadchodzącą jesień. Dla niego
wszystko się kończyło. Dla niej właśnie teraz zaczynał się nowy rok. On z dnia
na dzień tracił energię. Ona rozkwitała. Patrząc w tym samym kierunku, widzieli
zupełnie inne obrazy. Ona zachwycała się złotym światłem, podczas gdy on dostrzegał
tylko coraz ciemniejsze odcienie szarości. Zostało im jeszcze kilka wspólnych dni. Potem on zapadnie w odrętwienie. Ona wręcz przeciwnie. Spotkają
się znowu wiosną. Pójdą na spacer ulicą Piękną. On zerwie dla niej gałązkę bzu.
Ona popatrzy mu głęboko w oczy. Mają tak mało czasu…
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza