Zmrok zapadał
tak wcześnie, że Popołudnie zajmowało na kanapie coraz mniej miejsca, za to Wieczór
rozpychał się nieprzyzwoicie. Bywały takie dni, że anektował całą kanapę i nie
chciał z niej zejść ani na chwilkę. W te mgliste, dżdżyste i przenikliwie
zimne, Poranek nie miał żadnych szans i smutny udawał, że nadal śpi, mimo że
Noc dawno już przestała śpiewać swoją kołysankę. Jedynie Przedpołudnie jakoś
się trzymało, przejmowało więc wszystkie domowe obowiązki i próbowało zapanować
nad całym towarzystwem. Najskuteczniejsze okazywały się bajki. Wszyscy zbiegali
się wtedy do salonu i wsłuchiwali w opowieść:
- Dawno, dawno temu, a może w ubiegły
piątek, za siedmioma górami i siedmioma lasami, a może na sąsiedniej ulicy,
pewna nieszczęśliwa stara kobieta, a może kilkuletnia roześmiana dziewczynka,
znalazła a może zgubiła, marzenie – spokojnym, ciepłym głosem zaczęło
Przedpołudnie.
- Ale gdzie zgubiła? Może my znajdziemy? –
dopytywał piskliwym głosikiem Poranek.
- Przecież nie zgubiła, tylko właśnie znalazła,
prawda? – zauważyło Popołudnie.
- No, to, czemu była smutna, skoro znalazła? Ja
lubię znajdywać. Ostatnio znalazłem pięć złotych…
- Moje?! – Wieczór rzucił się na Poranek zamierzając
odebrać swoją domniemaną własność. Noc złapała go za włosy i nakazała spokój. Przedpołudnie
cierpliwie czekało aż zapadnie cisza.
- Ale on mi ukradł pieniądze!
- Znalezione nie kradzione! – przekrzykiwali
się jeszcze przez chwilę. W końcu zwyciężyła ciekawość.
- No i
co z tym marzeniem?
- Marzenie zwinęło się w kulkę i potoczyło po
podłodze, robiąc sporo hałasu. Podskakiwało, wirowało jak bączek, obijało się o
meble, jak kula bilardowa i w końcu wylądowało pod szafą…
- Jak to w kulkę? Marzenia nie zwijają się w kulki –
kategorycznie stwierdził Wieczór.
- A niby dlaczego nie?
- Bo…,
bo…, bo nie i już!
- A skąd wiesz? Może akurat to marzenie
mogło zwinąć się w kulkę? Może ona marzyła o jeżu? Jeże zwijają się w kulki,
jakbyś nie wiedział – popiskiwało Popołudnie.
- O jeżu… – westchnęła Noc – Dajcież posłuchać!
Opowiadaj dalej.
- Wylądowało pod wielką, starą, rzeźbioną, dębowa
szafą i tam, w ciemnym kątku, przycupnęło cichutko, jak myszka…
- No, to ja już nic nie rozumiem, jeż czy
mysza to była? – fuknął Wieczór.
- Ale ty głupi jesteś! – zachichotało
Popołudnie – Tak się tylko mówi, że cicho jak mysza.
- Jak mysz – poprawiła go Noc
- Przecież mówię, że jak mysza!
- Przycupnęło cichutko, jak mysz pod miotłą …
- Przedpołudnie zamierzało kontynuować opowieść, ale towarzystwo podjęło zażartą
dysputę.
- Mysz, nie mysza. Mówi się mysz. – Noc koniecznie
chciała nauczyć Popołudnie prawidłowej polszczyzny.
- No, mysza, wiem przecież! Mysza! Mała szara
mysza!
- Myszka. Mała to myszka. Duża to mysz – Noc
się nie poddawała.
- Ale
jak pod miotłą, kiedy pod szafą przecież?! Co za głupia bajka! – Wieczór w
ogóle nie rozumiał o co chodzi i teraz strzelił regularnego focha. Przedpołudnie
postanowiło zmienić taktykę.
- Marzenia nigdy nie są głupie. A o czym wy
marzycie?
- O tym żeby już było lato! – wykrzyknęła Noc
– Latem jestem taka szczupła…
- A ja bym wolał żeby była zima. Taka ze
śniegiem. Bym sobie wybudował igloo, takie tylko dla siebie i bym sobie ryby w przeręblu
łowił – fukał Wieczór.
- A mi to się marzy wycieczka do lasu… żeby cały
dzień chodzić, zbierać jagody…
- To może narysujecie te swoje marzenia –
zaproponowało Przedpołudnie, licząc na krótką chwilę spokoju. Propozycja
została radośnie przyjęta i nagle, kiedy całe towarzystwo zasiadło już do
rysowania, stara szafa zaczęła głośno skrzypieć. Popołudnie pisnęło ze strachu,
jak myszka. Wieczór najeżył się nieufnie, a Noc szybciutko pobiegła po miotłę
do kuchni. Po chwili trzymała w ręce małą, mieniąca się kolorami tęczy, szklaną
kulkę.
- Znalazłam marzenie! Znalazłam marzenie! – podskakiwała radośnie.
To zaproszenie do Narni? Nie, to zaproszenie do Karolkowych czarów
OdpowiedzUsuńa szafy lepiej nie otwierać ;)
Usuń