niedziela, 31 grudnia 2017
Dobry rok
- No, to siadaj i opowiadaj mi tu zaraz wszystko po kolei –
Krycha, swobodnym gestem wskazała Klarze miejsce po swojej lewej stronie przy
kawiarnianym stoliku – nie widziałyśmy się chyba cały rok?
- Tak, chyba rok… - Klara siadając, próbowała szybko
odszukać w pamięci ich ostatnie spotkanie. Miała kłopot, bo jej pamięć nie
działała chronologicznie. Przypominała raczej wielki czarny wór. Zdarzenia
wpadały do środka chaotycznie i wydobywanie ich przy użyciu tradycyjnego kodu
dat było praktycznie niemożliwe. Klara oczywiście pamiętała wszystkie
ważniejsze wydarzenia, ale pamiętała je inaczej. Historie błahe i dla innych
nieistotne, w pamięci Klary były wielkie i ważkie. Zdarzenia doniosłe i historyczne zawieruszały
się w pamięci Klary, jak drobinki piasku w bucie albo igły w stogu siana.
Sprawy, nad którymi inni dawno przechodzili do porządku dziennego, Klara jeszcze
długo przeżywała w koszmarnych snach. I nigdy nie była pewna, czy coś wydarzyło
się przedtem czy raczej potem – śnieżyca wtedy była straszna…
- Była. Ale chyba nie
będziemy o pogodzie rozmawiały? CV
napisałaś? Pracę zmieniłaś?
- Nie. Nie napisałam. Nie zmieniłam. Nie musiałam.
Krycha
przysunęła bliżej swoje krzesło i przybrała minę profesjonalnego wysłuchiwacza
zwierzeń, a Klara kontynuowała:
- Pamiętasz, jak wybierałam te zdjęcia u ciebie na sesji?
Wyobraź sobie, że to wszystko dało się zrealizować w starej pracy. Robię to, co
lubię. Mam dużo przestrzeni. Ludzie mnie nie męczą. Bawię się z dzieciakami.
Mogę się realizować twórczo. Dyrekcja docenia…
- Dyrekcja?! Docenia? Niemożliwe! Ta Dyrekcja?! – Krycha
zrobiła wielkie oczy i krzyknęła nieco zbyt głośno. Facet siedzący przy stoliku
pod oknem spojrzał na nią z dezaprobatą, ale gdy tylko Krycha się do niego
przepraszająco uśmiechnęła, wrócił do lektury gazety. A raczej udawał, że
wrócił, bo teraz to zza tej gazety na Krychę zerkał z coraz większą aprobatą
przechodząca powoli w zachwyt.
- Nie, nowa Dyrekcja. Na szczęście! Wiesz jak bardzo nie
miałam ochoty na szukanie nowej pracy…
- Oj, wiem, wiem… Ale mogłaś, chociaż te oferty porozsyłać,
tak dla treningu, no trudno! Widocznie nie byłaś gotowa. U ciebie wszystko trwa
dłużej – Krycha roześmiała się a facet spod okna już nawet nie udawał, że czyta,
tylko wgapiał się w Krychę maślanymi oczami. Zresztą nawet ładne te oczy miał.
Niebieskie.
- A jeszcze by mnie gdzieś przyjęli i co ja bym wtedy
zrobiła?
- No tak… - teraz śmiały się już obie, tylko na Klarę nikt z
zachwytem nie patrzył, bo nikogo poza nimi i tym facetem z oczami w kawiarni
nie było. Nawet kelnerka gdzieś zniknęła.
- Czyli w pracy wszystko dobrze. Cieszę się. Jednak nie
tylko pracą człowiek żyje, mam nadzieję…
- Nie tylko - Klara uśmiechnęła się tajemniczo i podała
Kryśce elegancko opakowany rulon – to dla ciebie, proszę!
- A co to ….? – Krycha szybko rozpakowała pakunek –
Kalendarz! Twoje zdjęcia?
Klara
zarumieniła się lekko. Jeszcze nie nauczyła się przyjmowania komplementów.
Jeszcze nie wierzyła tak do końca w to, że jej prace mogą się komuś podobać, a
Krycha właśnie zaczęła udzielać Klarze wyczerpującej i bardzo pozytywnej
informacji zwrotnej.
- Są naprawdę dobre. Piękny… powieszę w centralnej części
salonu.
- Seria kolekcjonerska, mocno limitowana.
- Serio, to powinnaś pomyśleć o tym poważnie w przyszłym
roku – Krycha przeglądała strony kalendarza coraz bardziej zachwycona i Klara
zaczęła się obawiać, że ta wariatka zaraz wstanie i temu z oczami pokaże jej
zdjęcia. Facet byłby zachwycony gdyby Krycha do niego podeszła.
- Pomyślę. Pomyślę. Nie tylko o kalendarzu pomyślę.
- No, no! Proszę, proszę, czyli jednak się koleżanka
zdecydowała?
Krycha odłożyła kalendarz, Klara odetchnęła
z ulgą a kelnerka w końcu pojawiła się z dawno zamówionymi filiżankami gorącej
czekolady.
- Wiesz, to był chyba mój najlepszy jak dotąd rok. Nie, nie
chyba. Na pewno! Mój pierwszy rok bez lęku.
Nawet nie przypuszczałam, że może być tak… tak normalnie.
- Brawo Ty! – Wykrzyknęła Krycha i uniosła filiżankę z czekoladą
jak do toastu.
- Brawo ja! - Odpowiedziała cicho Klara i śmiejąc się zanurzyła
usta w bitej śmietanie.
piątek, 29 grudnia 2017
Obrazki z życia Hrabiny i Witusia - Rwa
Hrabina siedziała przy stole, zmuszając się do
zjedzenia przygotowanego przez Witusia śniadania, w szlafroku narzuconym na
nocną koszulę i ciepłych kapciach.
Wełniane
kapcie na nogach Hrabiny to widok dość niecodzienny, albowiem zazwyczaj nosiła jednak
eleganckie klapki na koturnie. Nikt nie podejrzewał Hrabiny o to, by chciała zrobić
przyjemność Witusiowi, który jej te kapciuszki w prezencie kupił, nie mogąc patrzeć
na wiecznie gołe i bez wątpienia zimne stopy małżonki. Powód był zgoła odmienny
i absolutnie pozbawiony romantycznych pobudek. Hrabinę dopadła rwa. Kulszowa. A
dopadła ją ta rwa przedwczoraj, gdy Hrabina usiłowała poderwać padającego,
wybaczcie kolokwializm, na pysk, Witusia.
Wituś swoje
waży. Ze sto kilo lekko będzie. Sam poderwać się do pionu nie może, bo nogi
dawno mu posłuszeństwa odmówiły i nie niosą Witusia już nie tylko w siną dal,
ale nawet do sąsiedniego pokoju. I w tym pokoju właśnie Wituś na przeszkodę niespodziewaną
w postaci zydelka niepozornego natrafił, rąbnął jak długi, nosem o poręcz
fotela się oparł i krzyczeć w niebogłosy wzywając pomocy zaczął.
Hrabina z
łóżka, w którym polegiwała mimo południowej pory, zerwała się natychmiast, nie
bacząc by najpierw do pionu wstać a potem dopiero do przodu ruszyć, do Witusia w
tempie rekordowym dobiegła, pod pachy bezwładnego chłopa złapała i dawaj go do
góry wyrwała, jak zawodowy sztangista. Wituś szczęśliwie bez większego uszczerbku
na zdrowiu, a nawet jakby kilku pomniejszych dolegliwości się pozbywszy, z tej
historii wyszedł, niestety Hrabina zaniemogła.
Siedzi
teraz, bo chodzić nie może, w tych ciepłych kapciuszkach, dla bezpieczeństwa większego
i nadziwić się nie może, jak ona to tego Witusia z podłogi podniosła? Przecież
ona stara jest i chora. Przecież z domu nie wychodzi wcale, no chyba, że do
kawiarni z Baronową, ale to już coraz rzadziej. Przecież śmieci nawet do kosza
nie wynosi, bo ciężkie są takie, całe dwa kilo ważą, w porywach do dwóch i pół,
jak jakiś słoik się trafi. I w ogóle serce ma słabe takie… I oddychać nie może…
Co to ta adrenalina potrafi?!
A Wituś patrzy z uwielbieniem na małżonkę i bogu
dziękuje, mimo że w żadnego konkretnego nie wierzy, bo co by nie mówić, to mu
Hrabina te jego kalekie życie uratowała. I niechże szybko ktoś Hrabinę uleczy,
bo w tym stanie to ona raczej kolejny raz uratować go nie zdoła, a on już w
kościach czuje, że zły los szykuje kolejną pułapkę.
środa, 27 grudnia 2017
Postanowienie noworoczne
Ostatnie dni
roku. W centrach handlowych tłumy ludzi niezadowolonych z otrzymanych prezentów
i naiwnie liczących na szalone promocje. W Internetach, po epidemii wesołych świąt,
pandemia podsumowywań wszelakich. Lada chwila nastąpi wysyp noworocznych
postanowień. A to, że dieta, tak na serio i tym razem skutecznie. A to, że
pracować mniej, albo wręcz przeciwnie w końcu uczciwie do roboty. Jedni zaklinać się będą, że w tym roku to już
na pewno odwykną, inni że na bank w
nawyk im wejdzie. Że sport systematycznie, realnie czy wirtualnie nieistotne,
ważne, że codziennie. Że hobby jakieś, najlepiej
pasja prawdziwa, bo przecież sobą być trzeba, a jak tu sobą bez pasji, no nie
da się i już, więc od stycznia zacząć trzeba. Albo wolontariat chociaż. Pomaganie
takie szlachetne. Wyboru tylko dokonać należy, czy ludziom czy zwierzętom, czy
swoim czy obcym raczej, czy chorym czy zdrowym, bo wszystkim przecież nie. A może
nie pomagać ale oszczędzać. Dla siebie, dla żony, dla dzieci. Na wakacje. Na samochód.
Na endoprotezę biodra, aparat ortodontyczny, przeszczep szpiku. Na emeryturę
ostatecznie.
A może tak
po prostu, zwyczajnie, przeżyć 365 dni, od poranka bez „cholera, znowu do tej
pieprzonej roboty” do wieczora bez „o matko, ale jestem zmęczona”?
Etykiety:
pasja,
postanowienia noworoczne,
prezenty,
promocja
wtorek, 5 grudnia 2017
Rozmowy o kapiszonach - Pisarz
- Kto to jest pisarz?! – Chłopiec wykrzykiwał pytanie już od
progu.
- Pisarz albo pisarka to taka osoba, która pisze książki –
odpowiedziała, podczas gdy malec już wdrapywał się na krzesło przy kuchennym
stole i zerkał czy nie został przypadkiem kawałek tego pysznego ciasta z
wczoraj.
- Przecież ty mi zawsze powtarzasz, żeby nie pisać po
książkach, bo książki trzeba szanować, a taki pisarz to chyba nie szanuje
książek.
- Pisarze nie piszą po książkach tylko piszą książki.
Chłopiec patrzył z
niedowierzaniem.
- Ale jak oni piszą te książki? Przecież w książkach są
literki drukowane a nie pisane, to oni to są chyba drukarze a wcale nie
pisarze!
- Masz rację – próbowała zachować powagę – drukarze książki
drukują, ale najpierw pisarze muszą je napisać. Przynieś mi, proszę, książkę,
którą najbardziej lubisz.
Chłopiec pobiegł
do swojego pokoju i po krótkiej chwili wrócił, trzymając w lewej ręce
„Opowiadania z doliny Muminków” a w prawej książeczkę o przygodach Pajączka
Łukasza.
- Dwie przyniosłem! Bo ja tą... – uniósł lewą rękę wysoko
nad głowę – lubię jak mi tata czyta wieczorem, a tą - tym razem podniósł prawą
rękę i pomachał książeczką tak, że aż zaszeleściły kartki- to lubię czytać sam
albo z mamą, bo jak czytam z mamą to jeszcze rysujemy, bo zobacz, tu jest taka kolorowanka albo się bawimy.
- Umiesz już czytać sam?
- Jak są obrazki to umiem! – W głosie chłopca zabrzmiała
prawdziwa duma.
- No, to pokaż mi te książeczki. Zobaczymy, kto je napisał.
Widzisz tu na górze jest nazwisko Tove Janson. A tu są dwa nazwiska…
- Po co dwa? – Przerwał chłopiec.
- Dwa, bo tę książeczkę napisały dwie panie.
- Dwie? Ale dlaczego?
Ta jedna nie umiała? Jak ja czasem nie umiem zasznurować butów to mama musi mi
pomagać i wtedy już potrafię.
- Książki można pisać samemu i można je pisać razem z innym
pisarzem, albo nawet z kilkoma.
- Wiem! To jak zabawa. Czasem wolę się bawić sam, jak mnie
brat zdenerwuje. I lubię się bawić z kolegami, w berka albo w chowanego. Nie da
się bawić w berka sam, musi cię ktoś gonić i złapać, wiesz? Wtedy jest wesoło.
- Masz rację, jak robimy coś ze swoimi przyjaciółmi to jest
wesoło.
- To ja też będę pisarzem! I napisze sto książek, albo
tysiąc! – Chłopiec zaczął podskakiwać wesoło i wymachiwać rękami – A ile trzeba
mieć lat, żeby być pisarzem, bo tata mówił, że żeby zostać kierowcą to muszę
być dorosły, a pisarzem też muszę być dorosły?
- Nie musisz. Możesz zostać pisarzem nawet teraz, jeśli
tylko chcesz.
- Chce! Chce!! – Podskakiwał
coraz wyżej i wykrzykiwał coraz głośniej.
- To przynieś tu szybciutko blok rysunkowy i mazaki, a ja
pójdę po dziurkacz i wstążkę.
- Po co wstążkę?
- Zobaczysz – uśmiechnęła się tajemniczo i uprzątnęła stół.
Kiedy chłopiec
wrócił taszcząc duży blok i mazaki, na stole leżały już kolorowe szablony do
rysowania, wstążeczki, dziurkacz, linijka i nożyczki.
- Gotowy do zabawy?
- Tak! – Malec zasalutował
udając żołnierza.
- To o czym będzie twoja książka?
- O mnie! Może być o mnie?
- Pewnie, że może. Świetny pomysł! Taka książka, w której
autor pisze sam o sobie nazywa się autobiografia. Możesz opisać swoje przygody.
Zaczniemy od okładki. Wymyśl tytuł.
- „Moje przygody” – wykrzyknął chłopiec i aż mu się oczy
zaświeciły z radości.
- Najpierw zapiszemy, kto jest autorem…
- Pisarzem! Ja! – Złapał
czarny mazak i z wysiłkiem, wysuwając język i posapując wykaligrafował swoje
imię na środku kartki, robiąc tylko jeden, malutki błąd. Zapisane w lustrzanym
odbiciu „N” wyglądało jak oryginalnie zaprojektowana grafika. Znak firmowy
autora.
- Bardzo ładnie. To teraz ja napiszę tytuł, a ty
zaprojektujesz okładkę. Pomyśl o tym, co lubisz najbardziej, w co się lubisz
bawić i narysuj tu te wszystkie rzeczy. Możesz wykorzystać szablony. Zobacz, tu
są zwierzaki, a tu samochody…
Chłopiec nie
zastanawiał się długo. Odrysował psa, kota, traktor, latarnię morską i rower. A
potem starannie je pokolorował.
- Fantastycznie. Masz już okładkę. Teraz zdecyduj ile stron
będzie miała twoja książka.
- Tysiąc! Albo sześć!
- Sześć tysięcy?! To strasznie dużo!
- Nie, sześć – pokazał na palcach. Odliczyli odpowiednią
ilość kartek i chłopiec przycisnął mocno dziurkacz.
- Teraz zwiążemy je wstążką, żeby się nie pogubiły. Umiesz zawiązać
kokardkę?
Pierwsze dwie
próby nie były nieudane, ale za trzecim razem już powstała zupełnie zgrabna
kokardka. Dłuższy koniec został uroczyście obcięty nożyczkami. Chłopczyk był
bardzo zadowolony, bo zrobił to sam, bez żadnej pomocy.
- No, to na dzisiaj koniec. Jutro napiszesz pierwszy rozdział.
Pomyśl, jaką przygodę chciałbyś opisać.
- A potem damy mamie! Mama mówi, że książki to najlepsze
prezenty.
- Mama ma rację. Książki to najlepsze prezenty.
Subskrybuj:
Posty (Atom)