Wokół mglista,
gęstniejąca ciemność.
Powietrze cuchnie palonym plastikiem, starym, wielokrotnie klejonym i malowanym drewnem, flotem oraz śmieciem wszelakim Wąska, od lat nieremontowana droga, prowadzi przez pozostałości po sosnowym lesie. Widać tylko kikuty powalonych wiatrem drzew.
Wóz, podskakując na wybojach, wydaje charakterystyczny dźwięk gubionej rury wydechowej.
Powietrze cuchnie palonym plastikiem, starym, wielokrotnie klejonym i malowanym drewnem, flotem oraz śmieciem wszelakim Wąska, od lat nieremontowana droga, prowadzi przez pozostałości po sosnowym lesie. Widać tylko kikuty powalonych wiatrem drzew.
Wóz, podskakując na wybojach, wydaje charakterystyczny dźwięk gubionej rury wydechowej.
I nagle, jakby za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki wszystko wokół rozbłyskuje miliardami kolorowych lampek. Z chmury smogu wyłania się miasteczko,
całe udekorowane, jak wielka świąteczna choinka. Domki lśnią i migają. Drzewka
poustawiane w donicach wzdłuż głównej ulicy obsypane są migającymi lampeczkami, jak listeczkami na wiosnę. I jakby tego było mało, to spośród nich jeszcze spływają
migocząc maleńkie błękitne wodospady. Na ryneczku porzucony wielki prezent z
okazałą świecącą kokardą, obok przeogromna bombka - brama, przypominającą
portal do baśniowego świata, którego strzegą świetliste renifery. Sanie gotowe do
lotu stoją tuż obok, jakby czekały na spóźnionego pasażera.
W
miasteczku pusto, ni żywego ducha. Martwa cisza brzęczy, jak ten klekoczący tłumik. Za rogatkami znów
tylko mglista, gęstniejąca ciemność.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza