Rozalia od kilku
godzin błąkała się po mieście, które, choć powinno być jej dobrze znane,
wydawało się zupełnie obce. Ulice złośliwie wyprowadzały ją na manowce. Witryny
sklepów zamieniały się miejscami, gdy tylko odwracała głowę. Brukowe kostki
małego rynku układały się w tajemnicze wzory, których Rozalia w żaden sposób
nie potrafiła rozszyfrować. Zmęczona wędrówką i przemarznięta postanowiła wstąpić
do kawiarni.
Gdy tylko o tym pomyślała otworzyły się drzwi i ciepły obłok
pachnącego świeżo mieloną kawą powietrza połaskotał ją w nos. Weszła do środka.
Natychmiast zaparowały jej okulary.
Zdjęła je by przetrzeć chusteczką i stanęła w kolejce. Przy ladzie stało kilka
osób, panował gwar, obłoki pary unosiły się ze świstem znad ekspresu, który
najwyraźniej marzył o byciu lokomotywą. Przy niewielkim stoliku siedziała para staruszków,
niespiesznie popijając gorącą czekoladę. Z głośników sączyła się kubańska
muzyka.
Wszystko wydawało się być takie, jakie powinno i Rozalia odetchnęła z
ulgą. Myślała tylko o tym, że zaraz zamówi sobie filiżankę kawy ze spienionym
mlekiem a do tego bezę z kremem, usiądzie przy wolnym stoliku tuż przy oknie, odpocznie,
a kiedy wyjdzie miasto na pewno przestanie sobie stroić z niej żarty. Kolejka
przesuwała się powoli. Stojąca przez Rozalią kobieta w średnim wieku długo wybierała
filiżankę, w której miano jej podać kawę. A to nie odpowiadała jej wielkość, a
to kształt nie taki, a to uszko niewygodne, to znowuż porcelana zbyt toporna. Obsługująca
ją młoda dziewczyna w końcu nie wytrzymała i rzuciła filiżanką o podłogę. Rozalia
krzyknęła przerażona, że przecież to porcelana, że się potłucze, że jak tak można!
Wszyscy bywalcy kawiarni najpierw skierowali wzrok na Rozalię, a potem
chóralnie się roześmieli. Najgłośniej śmiała się niezdecydowana damulka.
Rozalia ze zdziwieniem spojrzała na ekspedientkę, a ta szybko zademonstrowała
niewiarygodną wręcz wytrzymałość filiżanki przydeptując ją z całej siły
drewnianym chodakiem. Następnie uniosła różowe cudeńko i poprosiła, by Rozalia
sama się przekonała, że nie można jej zniszczyć.
Dziewczyna wzięła ją
delikatnie w dłonie. Poczuła chłodny dotyk porcelany. Zachwyciła się delikatnym
kolorem i eleganckim, złotym zdobieniem. Nie dostrzegła żadnej rysy, najdrobniejszego
pęknięcia, nic, co mogłoby świadczyć o brutalnym zderzeniu z podłogą. Zapragnęła
mieć taką filiżankę na własność. Spytała o cenę. Nie była zbyt wygórowana.
Pozostało tylko zdecydować się na fason i pojemność. Dopiero w tym momencie Rozalia
dostrzegła jak duży był wybór. Jedyne, o czym nie musiała decydować, to kolor. Wszystkie
filiżanki i pasujące do nich talerzyki były różowe, w absolutnie najpiękniejszym
odcieniu różu, jaki Rozalia kiedykolwiek widziała. Dosyć długo trwało zanim
podjęła decyzję. Wybrała taką, która idealnie pasowała do jej dłoni i mieściła idealną
porcję porannej kawy.
Z elegancko zapakowaną filiżanką Rozalia wyszła,
rezygnując z kawy na miejscu i zdecydowanie zbyt słodkiej bezy. Posłała jedynie
uśmiech w stronę niezdecydowanej damulki i podziękowała wzrokiem ekspedientce. Miasto
spoważniało. W ramach przeprosin za całe zamieszanie rozświetliło się wielkim
migoczącym neonem radośnie ogłaszającym: Tak, możesz!