Warszawska
współczesna Praga
ze swoim specyficznym menelsko – artystycznym klimatem.
Czwórka
studentów.
Ich trzech i ona, główna bohaterka.
Wspólnie wynajmują mieszkanie i każde
na swój sposób próbuje ogarnąć rzeczywistość
a owa się ogarnięciu absolutnie
nie poddaje.
A jeśli już, to tylko we fragmentach,
skrawkach drogiego papieru
fotograficznego wrzucanych do kosza
albo przypadkowych genialnych ujęciach i to
tylko po to,
by ostatecznie ukazać się jak zebra, w paski, tyle, że poziome.
Absurdalność
rzeczywistości została przez debiutującą autorkę dostrzeżona
i opisana w sposób
fantastycznie zwięzły i genialnie ironiczny,
z dużą uważnością i wrażliwością
na szczegóły.
Seria
intrygujących czarno – białych fotografii Małgorzaty Sałygi dopełnia całą opowieść.
Czytam
to, co napisałam i ze zdziwieniem stwierdzam,
że wyszła mi taka oficjalna,
pozbawiona emocji i osobistej refleksji recenzja
i zastanawiam się, dlaczego?
I
chyba wiem.
Ta
książka przypomina analogową fotografię.
Podczas czytania został naświetlony negatyw.
Arkusz
papieru fotograficznego wydobyty z kąpieli w chemikaliach suszy się teraz,
ukazując przypadkowo uzyskane efekty.
I fajnie było robić zdjęcia, tzn. czytać
książkę,
i kupa śmiechu przy tym była,
a teraz wyraźnie widać, że z drugiego
planu wyłania się postać,
której tam absolutnie być nie powinno
i postać ta
jest bardzo podobna do pewnej pani, którą widuję codziennie.
Ot, fototerapia!
PS. Starsze zapiski nałogowego czytacza znajdziecie w zakładce "przeczytane"
A ja widzę zmęczonego mężczyznę, który przypomina mi trupa z prosektorium.
OdpowiedzUsuńRecenzja zachęcająca
Na szczęście opowieść trupem nie trąci ;)
Usuń