Wczesną wiosną nad stawem
panowała bardzo romantyczna atmosfera.
Z przyjemnością podglądałam zaloty wodnego ptactwa.
Korzystając z pięknej pogody
postanowiłam dzisiaj odwiedzić to samo miejsce.
Byłam ciekawa,
czy podglądana para doczekała się potomstwa.
Kaczych małżeństw spotkałam kilka.
Pierwsza para wyglądała na dość zasmuconą.
Nieopodal druga para.
Też niezbyt radosna.
On czujnie obserwuje wodę.
Na wszelki wypadek jednak z solidnego brzegu.
Ona niby przysypia,
ale tak na jednej nodze
i tylko jednym oczkiem.
Dwaj panowie odeszli na stronę,
niby to nóżki własne podziwiać,
ale tak naprawdę to kombinują,
jak tu żonę kumpla pocieszyć,
bo ta od wczoraj w rozpaczy ogromnej
Miota się bidulka po całym stawie
i skrzydłami w wodę bije.
A kaczor cóż ...
sunie za nią najciszej, jak potrafi
i żadnych słów pocieszenia nie znajduje.
Inna para czmycha w trzciny
W międzyczasie kaczory
przeczesują skrupulatnie dno.
Tylko ten jeden, jak gdyby nigdy nic,
kontynuuje poranną toaletę.
A młodych kaczuszek nie widać...
Pewnie jesteście ciekawi dlaczego?
No, to zobaczcie
Pan wędkarz mówi, że kilka maluchów jeszcze gdzieś w trzcinach się chowa
i może uda się je zobaczyć.
O ile straszny potworny i zły sum
nie zje ich wszystkich jutro na śniadanie.
Albo gdzieś w krzakach nie skryje się jakiś kaczy psychopata.
OdpowiedzUsuńalbo :)
OdpowiedzUsuńPredator...
OdpowiedzUsuń;)
Usuń