Hrabina nie mogła dojść do siebie. Na przemian płakała
rzewnymi łzami i klęła, na czym świat stoi. To opadała bez sił na fotel, to
rzucała się w wir obowiązków domowych. Łykała kilogramami piguły i proszki różnorakie,
zapominając o zjedzeniu zasadniczego posiłku. Planowała działania na najbliższy
rok, po to tylko, by dojść po chwili do wniosku, że raczej może jednak od razu
zemrze. I pewnie byłaby tą ostatnią myśl zrealizowała, gdyby nie seria dziwnych
telefonów.
Pierwsza zadzwoniła Renata.
- Ty wiesz, Ciociu, co się stało? Dzwoniłam do ciebie, ale
odebrała jakaś Regina. I że niby nie ma pomyłek, mówiła, i w czym mogę pomóc
pytała bez przerwy. Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi? Co to za Regina,
Ciociu?
- Ciocia? Jak ty się czujesz? Wiesz, zmartwiłam się bardzo,
bo dzwoniłam wcześniej do ciebie, ale jakaś Regina odebrała. Mówiła, że ciebie
zna i że nie ma przypadków. I pomóc chciała koniecznie. Rozumiesz coś z tego? -
Hrabina nie rozumiała. Niczego nie rozumiała. Ani tych męczących telefonów ani
tego, jak Wituś mógł jej to zrobić?! Przecież się umawiali, że póki śmierć ich
nie rozłączy. A teraz co?
- Stefa? Stefa, jak boga
kocham, co się tam u was wyprawia?! Jakaś Regina zamiast ciebie telefon odbiera?
Ale powiem ci, że konkretna babka jest. Pogadałyśmy sobie. I doszłyśmy do
wniosku, że nie ma przypadków. Stefa? Jesteś tam? – Dagmara przez chwilę zwątpiła,
czy i tym razem nie dodzwoniła się do kogoś przez pomyłkę, których, jak
wiadomo, wcale nie ma.
- Daga, ja już nie
mam siły… - Hrabina nie miła ochoty na rozmowę z kuzynką. Przewidywała, ze ta
będzie ja chciała pouczać, kazania prawić i ostatecznie pokłócą się o tego
niechlujnego kurdupla, jak zwykle, jednak Dagmara nie odpuszczała.
- Stefa, na boga, weź się w garść, Wituś potrzebuje pomocy!
- Co ty mi tu chrzanisz? Wiem przecież. Leży w szpitalu. Pewnie,
że potrzebuje pomocy. Ale już przecież mu tam pomagają! Od samego początku mu
pomagają… i … - Hrabina się rozpłakała.
- Stefcia, on nie takiej pomocy potrzebuje. On potrzebuje
POMOCY. Ktoś musi się tym zająć – Dagmara była zbyt daleko, by mogła zająć się
sprawą osobiście, ale miała doświadczenie i kontakty i miała plan.
- Ja nie mam siły. Róbcie, co chcecie, ja nie mam siły… -
westchnęła Hrabina i poczuła że coś dziwnego dzieje się w jej wnętrzu, jakby kłębowisko
węży ożyło w Hrabiny żołądku. Rozmowa została przerwana. Stefania schyliła się po
stojący przy fotelu wielki kryształowy wazon i elegancko wyrzygała kłąb
malutkich zaskrońców. Zerknęła z obrzydzeniem na zawartość wazonu. Z wysiłkiem
wstała i z jeszcze większym wysiłkiem podniosła kryształ, doniosła do toalety i
spuściła jego zawartość do kanalizacji. Umyła
wazon. Wróciła do salonu, wazon znów ustawiła przy fotelu a potem ciężko opadła
na poduszki. Oddychała z trudem. Ruch w żołądku nie ustawał. Najdyskretniej, jak
tylko potrafiła, chociaż nikt jej nie obserwował, wyrzygała tym razem kilka
padalcy i jedną żmiję. Na to, by opróżnić wazon, tym razem nie miała już siły.
Przysłoniła go tylko wyszywaną haftem angielskim bielutką serwetką i umordowana
całym dniem, zasnęła.
Zachęcam do lektury poprzedniego odcinka
Ciekawe dlaczego to były węże, nie żaby. Reszta też ciekawa :)
OdpowiedzUsuńO tym dlaczego akurat węże, a nie żaby, można przeczytać w odcinku wcześniejszym, zatytułowanym "Jeszcze nie czas"
Usuń