Mimo paskudnej pogody Maria musiała wyjść z domu. Pies popiskiwał w przedpokoju już od kilku minut.
- No, chodź – schyliła się, by zapiąć psu obrożę – ale ostrzegam: pada i jest zimno. Nie będziesz zadowolony.
Pies obsiusiał latarnię przed domem i od razu chciał wracać, jednak
Maria zauważyła coś, co wymagało jej natychmiastowej reakcji. U wylotu
ulicy stał samochód. Czarny, elegancki, wypucowany jak lakierki grabarza. W
samochodzie ktoś siedział. Chyba już dość długo, bo szyby zaparowały.
Silnik pracował. Muzyka głośno grała. Maria, ciągnąc za sobą psa,
ruszyła w kierunku auta.
- Czy mógłby pan zgasić silnik? -
Zapytała Maria głosem łagodnym, jak padająca od rana mżawka, pukając w
szybkę od strony kierowcy.
- A niby czemu? - Warknął siedzący w
środku mężczyzna. Brunet, na oko jakieś trzydzieści trzy lata. Można by
było uznać, że przystojny, niestety gburowaty.
- Zatruwa pan powietrze – wyjaśniła spokojnie Maria.
- Przesadza pani! Stoję dopiero pięć minut – fuknął brunet. Otworzył
drzwi swojego alfa romeo julietta prince i najwyraźniej zamierzał
wysiąść. Maria na wszelki wypadek odeszła kilka kroków. Kto wie, co
facet zamierza?
- Łamie pan przepisy.
- A pani się czepia!
- Czepiam się, bo mnie pan truje, a ja bym wolała, żeby pan nie truł –
Maria miała nadzieję, że mężczyzna teraz już zgasi silnik. Niestety,
chłop nie przekręciwszy kluczyka, wysiadł z samochodu. W rękach trzymał
jakieś stare gazety i pogniecione kartony, więc Maria uznała, że nie
wysiada z zamiarem pobicia i odważnie zadała jeszcze jedno pytanie:
- Czy pan zamierza teraz odejść od samochodu?
- A co? Nie wolno?
- Zasadniczo nie. Popełnia pan wykroczenie. Nie zna pan kodeksu drogowego?
- Pani jest nienormalna! - Brunet, po dokonaniu błyskawicznej i bardzo powierzchownej diagnozy kondycji psychicznej Marii, udał się w
głąb podwórka, by wrzucić to, co tulił do piersi, do pojemnika na papier. Maria
powstrzymała się od skomentowania tej dziwacznej w kontekście całej
sytuacji dbałości o ekologię i pociągnęła psa w stronę trawnika. Deszcz,
nie deszcz, niech załatwia swoje potrzeby i nie marudzi. W
międzyczasie, gdy pies szukał odpowiedniego miejsca, niedouczony brunet
wrócił do samochodu i ruszył w pogoń za Marią. W pierwszej chwili
sądziła, że kierowca będzie ją śledził tak długo, aż piesek zrobi kupkę a
Maria być może jej nie uprzątnie, ale okazało się, że brunet
potrzebował porady.
- A jak ja miałem zagrzać zimny samochód, który stał całą noc pod gołym niebem?
- Nie wiem, może termos z gorącą herbatą by wystarczył? - Facet nie
myślał chyba o zimnym silniku? To był nowiutki, luksusowy samochód a nie
stary Star. Temperatura powietrza oscylowała wokół zwykłego zera. Było
nieprzyjemnie ziąbowato, ale bez przesady! Maria chciała jeszcze
podpowiedzieć, że skoro komuś zimno w tyłek, może zaopatrzyć się w
ciepłe barchanowe gacie lub nowoczesną bieliznę termiczną, ale nie
zdążyła, bowiem pan zmarznięty już wjeżdżał w jednokierunkową ulicę pod
prąd.
- No, tak! Można się było spodziewać. Chodź piesku, chyba możemy już wracać – powiedziała Maria,
na co psiak zareagował radośnie i zaczął ciągnąć ile sił w łapach do
domu. Przeszli niecałe sto metrów, gdy Maria usłyszała znajomy, nieprzyjemny głos.
- Pani się nie zna, ja mówiłem o silniku!
- To znowu pan? I jednak w ogóle nie zna pan przepisów. Zignorował pan zakaz – Maria z trudem powstrzymywała śmiech.
- Przecież zawróciłem! Znowu się pani czepia.
- Ale wcześniej pan wjechał. Trzeba było już konsekwentnie jechać do
końca, to krótka uliczka i dzisiaj nie ma ruchu. Mandatu by pan nie
dostał, a szkoda. - Maria zastanawiała się, czy może nie powinna jednak
również zawrócić i iść do domu okrężną drogą, bo chłop chyba naprawdę
chciał zrozumieć, o co jej chodzi i gotów ją nachodzić póki nie pojmie, a
pojmował dość wolno. Pies dreptał z jednej mokrej łapy na drugą i łypał
na Marię spod opadającej na oczy grzywki.
- Nie rozumiem, o co
się pani tak czepia? Wariatka! - wykrzyknął brunet i tym razem to
znaczyło: Do widzenia! Alfa romeo z gburowatym princem w środku odjechało,
zostawiając za sobą tylko smród przepalonego oleju, a Maria zastanawiała
się, czy ten ograniczony ekologicznie dupek zdążył już powołać na świat
kolejne pokolenie. Bo jeśli tak, to marny ich los.
Taką mamy świadomość w społeczeństwie... niestety...
OdpowiedzUsuńA raczej, jej brak. W sumie to smutne i przerażające, że w obliczu grożącej zagłady planety, takich matołów wciąż jest więcej, niż oświeconych.
Czasem wolałabym być takim matołem. On raczej nie ma "styczniowej depresji".
UsuńMaria dość odważna. Ja bym się bała, że facet mi czymś w łeb grzmotnie :)
OdpowiedzUsuńMaria była w towarzystwie psa obronnego ;)
Usuń