Wpadła mi w ręce, jeszcze przed
zamknięciem bibliotek, i sprawiła ogromną przyjemność w tym absurdalnym czasie
izolacji, ostatnia książka Josepha Hellera, specjalisty od sytuacji bez
wyjścia.
Już samo nazwisko na okładce uruchomiło przyjemne wspomnienia, jak to
z ojcem śmialiśmy się do łez, czytając wielokrotnie Paragraf 22. Niektóre fragmenty
znałam na pamięć, chociaż to wcale nie była „dziewczyńska książka”. Inne dzieła
autora czytałam już z mniejszym zachwytem, choć nie bez przyjemności. Aż do
teraz, gdy znów się zachwyciłam.
Wydana pośmiertnie powieść, właściwie wcale
powieścią nie jest. Jest opisem próby napisania ostatniego wielkiego dzieła
przez alter ego pisarza. Stanowi swoisty notatnik, w którym znajdziemy szkice
pomysłów, plany fabuły, fragmenty rozdziałów, wielokrotnie zmieniane i porzucane
tytuły. Zaglądamy pisarzowi do gabinetu, towarzyszymy mu w codziennym spacerze,
przysłuchujemy się rozmowom z żoną i dyskusjom z wydawcą. Uczestniczymy w wykładzie
na temat „Literatury rozpaczy” i przekonujemy się, jak ryzykownym dla kondycji
psychicznej oraz finansowej jest bycie pisarzem, niezależnie od epoki. Nie
brakuje w tym wszystkim specyficznego poczucia humoru Hellera.
Dla kogoś, kto spodziewałby
się tradycyjnej powieści lub porządnej autobiografii „Portret artysty” może
stanowić pewne rozczarowanie, jednak dla każdego, kto kiedykolwiek próbował napisać
powieść, to prawdziwa gratka. Podręcznik pisania i równocześnie przestroga przed lekkomyślnym
braniem się za to.
Taka książka - szkic, plany, przypomina mi "Oryginał Laury" Nabokova. Może sięgnę i po Hellera :)
OdpowiedzUsuń"Oryginału Laury" nie czytałam, ale jak mi w ręce wpadnie to chętnie przeczytam.
UsuńNie znam w ogóle jego stylu. Jednak wygląda ciekawie.
OdpowiedzUsuńDla mnie bardzo ciekawe :)
Usuń