Klara nie mogła zasnąć. Nie była śpiąca. Ani
trochę. Na dworze zapadł już późny, letni zmrok. Jan od dwóch godzin spał. A ona nie była senna
ani odrobinę.
-
I co tu robić? - zastanawiała się patrząc w sufit - policzyłabym pęknięcia, ale
nic nie widać, spróbuję policzyć barany: 1, 2, 3…. Doliczyła do 389 i nie
zrobiła się ani trochę bardziej śpiąca. Za oknem panowała totalna cisza. Wiatr
ustał. Nie ruszał się ani jeden listek, ani jedna gałązka. Od czasu do czasu
mogła wypatrzeć w mroku sylwetkę przelatującego z lewa na prawo nietoperza. Gwiazd
jeszcze nie było widać. Żadnych innych świateł też nie. Wsłuchiwała się w ciszę
i ze zdumieniem stwierdziła, że jednak niezupełnie jest to cisza. Znad stawu
dobiegało kumkanie żab. W trawie pod oknem koncertowały świerszcze. Jakiś
spóźniony ptak świergolił w gałęziach świerku. Od czasu do czasu coś szeleściło
w tujach. Gdzieś tam na skraju wsi zaszczekał pies. Z daleka dobiegał miarowy
stukot przejeżdżającego pociągu i monotonny szum samochodów. Zdecydowanie zbyt
blisko zabrzęczał komar. Zaklaskałaby mu chętnie, ale wtedy obudziłaby Jana, a
tego nie chciała.
Było jej niewygodnie. Leżała
nieruchomo już dość długo. Jeśli teraz zmieni pozycję to narobi hałasu i obudzi
Jana, a tego nie chciała. A właściwie chciała i to bardzo. Chciała go obudzić i
powiedzieć mu, że nie może zasnąć i poprosić go by wstał i zabrał ją na spacer
na łąkę i żeby razem patrzyli na spadające gwiazdy i może rozpaliliby ognisko,
żeby nie marznąć i patrzyliby razem w ogień. Uwielbiała patrzeć w ogień. Mogła
to robić godzinami. W pełzających ognikach widziała tajemnicze stwory, mroczne
miasta. Ogień ją hipnotyzował. Kiedyś przesiedziała sama, wpatrując się w
dogasające ognisko całą noc, do rana. Dawno, dawno temu. Wtedy jeszcze nie
znała Jana i nawet nie myślała, że chciałaby go poznać. A teraz chciałaby
bardzo. Tak, bardzo chciałaby obudzić Jana i żeby on o to obudzenie nie miał
pretensji, tylko żeby się ucieszył nawet,
bo może śnił zły sen. Jan rzadko miewał sny, ale jeśli już miewał, to
złe właśnie. Złe dla Jana. Czasem złe dla Klary. Ale tej nocy Jan spał dobrze,
oddychał równo i spokojnie. Nie miała sumienia go budzić. Obudzony bez powodu
Jan raczej nie dałby się wyprowadzić w pole w ciemną noc. W księżycową jasną
noc być może, ale pewnie też z oporami.
Klara musiałaby użyć jakiegoś
podstępu, a tego robić ani nie lubiła ani nie umiała. Pod tym względem nie była
typową kobietą. A może była, tylko nie bardzo wierzyła w swoje umiejętności?
No, ale niby jakiego podstępu miałaby użyć? Że właśnie sobie przypomniała, że
zapomniała i zostawiła tam na środku polany klucze i koniecznie trzeba iść i
ich szukać, teraz, zaraz? Albo, że źle się poczuła, a tam na tej polanie ziółka
specjalne ulgę przynoszące rosną i koniecznie trzeba tam iść i ich szukać,
teraz, zaraz? A może, że jakoś tak nagle zwątpiła w dozgonną i bezgraniczną
miłość Jana i ten spacer na tą łąkę teraz, zaraz, to by te zwątpienie rozwiał
jak wiatr poranną mgłę?
Czego by nie wymyśliła, Jan i tak by
nie poszedł z nią na ten spacer, bo Jan spał. Spał i nawet zaczął lekko
pochrapywać. Spał i chrapał. O ona spać nie mogła. I teraz to już nie dlatego, że nie była
senna, bo była. Spać nie mogła bo Jan chrapał. Chrapał coraz głośniej i
głośniej i jakoś nie zamierzał przestać. A Klara była coraz bardziej senna i
coraz bardziej nie mogła zasnąć. I nawet zaczęła się trochę wiercić i
hałasować, bo może Jan się trochę obudzi i trochę przestanie chrapać. I wtedy
ona spokojnie będzie mogła zasnąć, bo już bardzo jest śpiąca, tylko to
chrapanie! Gdyby umiała gwizdać zagwizdałaby, cichutko, tak żeby Jana nie
obudzić tylko chrapanie wypłoszyć. Ale nie umiała. Ani na palcach, ani bez
palców. Jakoś nie potrafiła się nauczyć. Żałowała bardzo, bo mogłaby teraz
obudzić Jana. Mogłaby też wygwizdać tego
i owego tu i ówdzie przy tej bądź innej okazji. Ale nie umiała i nie mogła w
prosty sposób wyrazić ani swoich poglądów politycznych ani sprzeciwu wobec
głośnego chrapania też nie.
- Matko, ależ on piłuje, jak rasowy drwal -
pomyślała i zdecydowanie szturchnęła Jana w bok.
- No, co się rozpychasz?
- Bo
chrapiesz!
- Ja chrapię? Ja nie chrapię! Ja nawet nie
śpię, bo ty się wiercisz ciągle i spać nie dajesz. Może na spacer pójdziemy?
- W środku nocy? Czyś ty zwariował?! Spaceru mu
się zachciało, też coś! Dobranoc! - Klara odwróciła się na prawy bok i w ciągu
minuty zasnęła głębokim, spokojnym snem.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza