Poczuła zapach jesieni. Wdzierał się zimnym wiatrem przez niedomknięte
okno. Niósł ze sobą woń martwych liści i wilgotnej, ciężkiej ziemi. Zadrżała.
Otuliła się miękkim wełnianym swetrem i podkuliła nogi. Wokół było szaro i
ponuro. Zanosiło się na deszcz. Mogłaby zapalić światło i rozproszyć zapadający
zbyt szybko mrok, ale musiałaby wstać i postawić stopy na zimnej podłodze. W
starym domu podłogi były drewniane. Ciepłe i skrzypiące przyjacielsko. W tym
miejscu, którego mimo upływu wielu lat nadal nie potrafiła nazywać domem,
posadzka była marmurowa. Chłodna, jak płyta nagrobkowa. Nie pozwoli przygnieść
się czymś takim. Każe się spalić. Spalić i rozsypać. I niech posadzą w tym miejscu drzewo. Niech posadzą brzozę. Kochała
brzozy. Za ich niewinną białą korę. Za
ich wiotkie gałązki. Za ich delikatnie szeleszczące liście. Brzozy były piękne
o każdej porze roku. Tak, niech posadzą brzozę. Kiedy była małą dziewczynką
przyniosła ze spaceru samosiejkę brzozy i zasadziła w swoim ogrodzie. Patrzyła
jak rośnie razem z nią. Tuliła się do niej , gdy było jej smutno i źle.
Zwierzała się z najgłębszych tajemnic. Siadała w przyjemnym półcieniu i marzyła o przyszłości.
A potem nadeszła ta przyszłość. I musiała opuścić stary dom. I musiała zostawić
swoją brzozę. Tamtej brzozy już nie ma. Ktoś brutalnie odebrał jej życie, tnąc
ją na drobne kawałeczki nadające się do spalenia w kominku. Jej samej też już od
dawna nie ma. Ktoś kiedyś złamał jej serce. Ktoś innym obiecał je poskładać.
Nie wyszło. Nieuchronnie nadeszła jesień. Wcale nie złota. Mogłaby sama rozpalić
w kominku. Mogłaby, ale musiałaby wstać i dotknąć stopami zimnej posadzki.
środa, 12 października 2016
czwartek, 6 października 2016
Zamknięta w ogrodzie wyobraźni cd
- Gadający ślimak. Źle ze mną… - pomyślała
Klara i przymknęła oczy z nadzieją, że gdy je otworzy, ślimaka już nie będzie,
a ona znajdzie się we własnym domu, na swojej wygodnej kanapie. Po kilku
chwilach otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła, to oczywiście był Stefan. Siedział teraz przy jej lewej stopie i nadal
się na nią gapił. Na szczęście chwilowo się nie odzywał. Zamknęła oczy jeszcze
raz. Może teraz uda jej się zniknąć ślimaka? Pod zamkniętymi powiekami tańczyły
świetlne refleksy, tworząc wzory jak w kalejdoskopie. Przycisnęła dłońmi oczy i
czekała, aż światła zgasną, aż zapadnie ciemność. Z perspektywy Stefana trwało
to całą wieczność, ale cierpliwie czekał, aż Klara spojrzy na niego po raz
kolejny i zaakceptuje fakt, że zamykając oczy nie da się zniknąć nikogo. Nawet
siebie.
- No, nareszcie ! – westchnął Stefan.
- Co nareszcie?! – fuknęła Klara, zła, że Stefan
wciąż tkwi przy jej stopie i wciąż gada.
- Nareszcie zrozumiałaś – zamachał czułkami
rysując w powietrzu uśmiech.
- Co niby zrozumiałam? Że jestem skazana na
towarzystwo gadającego ślimaka?
-
Od czegoś trzeba zacząć, nieprawdaż? –
Stefan uśmiechał się najładniej, jak tylko mógł uśmiechać się ślimak, czym rozbroił
Klarę i ona też odpowiedziała w końcu uśmiechem. Półgębkiem co prawda, nieśmiało
i bez przekonania, ale jednak. Stefan uznał to za swój osobisty sukces.
- I co dalej? – westchnęła Klara. Pytanie było
takie bardziej retoryczne, ale Stefan szybciutko udzielił jej bardzo konkretnej
odpowiedzi, z której wynikało mniej więcej to, że póki Klara nie odnajdzie
klucza, Stefan będzie ją męczył swoim gadaniem. A gdyby miała nadzieję, że przy
okazji wypapla jej gdzie ten klucz jest, to ta nadzieja płonną jest zupełnie,
jako że Stefan tego akurat powiedzieć nie może, chociaż oczywiście wie.
- No to pięknie! – Klara rozejrzała się po
ogrodzie, tym razem starając się myśleć jak klucz. Szybko zorientowała się, że
w tym akurat ogrodzie, to taki mały klucz od furtki ma z tysiąc miejsc, w których
mógł się zagubić i kilka setek sojuszników gotowych zmylić przeciwnika. A ona
jest tu sama. Zupełnie sama. Wolałaby chyba szukać igły w stogu siana niż tego
cholernego klucza w tym ogromnym i zaniedbanym ogrodzie.
- Ej, co tam? Załamka na samym począteczku? To
nawet próbować nie będziemy? No ja nie chcę tutaj defetyzmu siać, ale
jednakowoż tak czy siak bez klucza stad nie wyjdziesz. No chyba, że tak ci się
tu spodobało, że zostajesz na zawsze? Tylko z góry mówię, że sałatą się z tobą
nie podzielę.
-
Taki jesteś? Ja bym się z tobą
podzieliła – Klara uśmiechała się już od ucha do ucha i czuła, ze za moment
wybuchnie histeryczny śmiechem. Pochyliła się nad Stefanem i ostrzegła go, żeby
ile sił w nodze zwiewał jak najdalej może, bo zaraz zrobi się bardzo
niebezpiecznie, a nie chciałaby, aby jedyna istota, która wie gdzie znajduje się
klucz, zginęła wdeptana w żwirek. Stefan pokiwał czułkami z niedowierzaniem,
ale gdy spojrzał w oczy Klary, natychmiast zaczął przemieszczać się w
bezpieczne miejsce po drugiej stronie ścieżki. Zajął pozycję za kamieniem, pod liściem
paproci i czekał, aż Klara się uspokoi. Trochę to trwało.
- No dobra, chyba już możesz wyjść.
- Serio?
- Tak, wyłaź, jesteś bezpieczny. I powiedz no
mi kochaneczku, co ja według ciebie powinnam teraz zrobić?
- Znaczy się szukamy, tak? No, to jak szukamy,
to po pierwsze trzeba by jednak dupsko ruszyć i wstać. Ja bym proponował
spacerek po ogrodzie zrobić, zobaczyć co i jak i gdzie. No i może jakiś plan działań
na najbliższe lata ustalić, ale oczywiście to tylko propozycja jest, nic zobowiązującego.
- Wstać mówisz… - Klara z wysiłkiem podniosła
się ze schodków. Na lata?! – klapnęła z powrotem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)