Eulalia
Kozłowska siedziała już czwartą godzinę pochylona nad książką, próbując
zapamiętać jak najwięcej tekstu. Zrozumieć, co czyta, nawet nie próbowała. Zresztą
nikt od niej, zwykłej robotnicy, nie wymagał rozumienia. Wymagali 200% normy. I
zdania egzaminu. Egzamin był jutro. Zostało jej więc tylko kilka godzin:
-
„Historia wszelkiego społeczeństwa dotychczasowego jest historią walk
klasowych. Wolny i niewolnik, patrycjusz i plebejusz, pan feudalny i
chłop-poddany, majster cechowy i czeladnik, krótko mówiąc, ciemiężyciele i
uciemiężeni pozostawali w stałym …” - mamrotała pod nosem, powtarzając czwarty
raz tę samą frazę. Zza okna dobiegał denerwujący, miarowy stukot. Nie mogła się
skupić.
- „…ciemiężyciele i uciemiężeni pozostawali w
stałym do siebie przeciwieństwie, prowadzili nieustanną…” – Co to za cholerny
dźwięk ?! - „…nieustanną, to ukrytą, to
jawną walkę, walkę, która za każdym razem kończyła się rewolucyjnym
przekształceniem całego społeczeństwa lub też wspólną zagładą…” – Nie wytrzymam
! – „…zagładą walczących klas…” - Energicznym ruchem wstała z krzesła i
podeszła do okna, chcąc zidentyfikować źródło tego stukotu. Na środku podwórka
Ada, córka sąsiadów, skakała na skakance. Niby nic takiego, ale Ada skakała w
chodakach! Stukot oryginalnych holenderskich drewnianych sabotów roznosił się
echem w studni podwórka, obijał się po kolei o cztery ściany, wpadał do
wszystkich okien, od strychu po sutereny, by na koniec wydostać się główną
bramą na ulicę 1 Maja i nieść się swobodnie przez całe miasto. Eulalia już
chciała otworzyć okno i krzyknąć do małej, żeby natychmiast przestała skakać,
bo nie dosyć, że hałas robi, to jeszcze w niestosownym obuwiu. W pepegach białą
pastą do zębów wyczyszczonych powinna skakać. A właściwie w ogóle nie powinna
skakać. Uczyć się powinna. I już za klamkę chwytała, gdy nagle nogi same
poniosły ją do drzwi, a potem trzy pietra w dół po stromych schodach i na
podwórko. I zanim się zdążyła zorientować już trzymała w rękach skakankę i w
radosnych podskokach wystukiwała chodakami, zerwanymi z nóg małej Ady, pierwsze
takty Marsylianki:
- Allons enfants de la Patrie, stuk-puk,
stuk-puk, stuk-puk , Contre nous de la tyrannie, stuk –puk, stuk-puk, stuk –
puk, L'étendard sanglant est … stuk-puk…
- Trach!!! Bęc! Kiedy Eulalia odzyskała
przytomność, zobaczyła pochylającą się nad nią wielką, brodatą męską twarz i
okalający ją wianuszek gwiazd pięcioramiennych. Znajomy jej skądś mężczyzna,
zamiast szybko podać pomocne ramię, groził jej palcem przed nosem, powtarzając:
-
Brak umiaru może doprowadzić do niekorzystnych rezultatów! Towarzyszko Eulalio,
jutro złoży pani samokrytykę! A teraz proszę natychmiast zdjąć z nóg te żałosne
obuwie i wrócić do zaniedbanych obowiązków!
-
Tak jest Towarzyszu… - Eulalia, na przemian czerwona ze wstydu i blada z bólu,
skacząc na jednej nodze, z wysiłkiem dotarła do swojego mieszkania, by zgodnie
z poleceniem dokończyć to, co tak haniebnie przerwała:
-
„Wyrosłe z upadku społeczeństwa feudalnego nowoczesne społeczeństwo burżuazyjne
nie zniosło przeciwieństw klasowych. Zastąpiło ono jedynie dawne klasy, dawne
warunki ucisku, dawne formy walki przez nowe. Nasza epoka, epoka burżuazji…(…)”
[https://www.marxists.org/polski/marks-engels/1848/manifest.htm]
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza