Różowa
poświata za oknem zapowiadała piękny czerwcowy poranek. Klara wstała jak zwykle
o piątej i zrobiwszy sobie kawę zbożową usiadła do pisania. Chciała skończyć
dzisiaj czternasty rozdział nowej powieści. W końcu wpadła na genialny pomysł
jak wyprowadzić na prostą fabułę, która ostatnio nieco się zaplątała.
Pełna energii i optymizmu wzięła do ręki pióro i właśnie zamierzała napisać pierwsze zdanie, gdy rozległ się sygnał alarmowy. Klara aż podskoczyła na krześle, uderzając się boleśnie w prawe kolano. Na śnieżnobiałym arkuszu papieru pojawił się ogromny granatowy kleks. Alarm wył, a czerwone migające światło raziło ja w oczy.
Dobrą chwilę trwało, zanim Klara uświadomiła sobie, co jest powodem tego zamieszania. Całe szczęście, że mieszkała sama, na odludziu, a jej stary pies był już zupełnie głuchy. Wstała, rozcierając obolałe kolano i podeszła do drzwi by wyłączyć alarm. Wystukała poprawny, jak jej się wydawało, kod, jednak syrena nadal wyła. Ponowiła próbę i znowu to samo. Trzeci raz już nie wbijała kodu. Stanęła na środku przedpokoju i próbowała ogarnąć sytuację.
Wyło i mrugało, ale to nie był alarm przeciwwłamaniowy. Gdyby to był alarm przeciwwłamaniowy, byłaby tu też ekipa ochroniarzy w towarzystwie policji oraz agenta ubezpieczeniowego a jakoś żadnego przystojnego mundurowego widać nie było.
- To co tak wyje, do cholery!? - Klara wyszła przed dom, żeby się przekonać, że nie jest to sygnał alarmowy informujący o nadciągającym tornado ani syrena wzywająca ochotniczą straż pożarną. Wyeliminowała alarm bombowy i alarmy sąsiadów, jako ze sąsiadów nie miała.
Jak okiem sięgnąć tylko wydmy. Wycie i mruganie dobiegało niestety z jej własnego domu. Wróciła, więc do środka chcąc odszukać guzik, którym się to draństwo wyłącza. Poszukiwania nie przyniosły efektu. Klara uzbrojona w stopery do uszu oraz ciemne okulary postanowiła mimo wszystko kontynuować pisanie. W końcu taki miała plan na dzisiaj i z byle powodu nie będzie od niego odstępować.
Zerknęła na zaplamioną kartkę. Kleks przypominał postać komornika. Wzięła czystą kartkę, złapała za pióro i zamierzała zapisać w końcu zdanie, które od rana miała w głowie, a które było idealnym początkiem rozdziału czternastego. Już, już miała postawić pierwszą literę, gdy nagle ktoś złapał ją za ramię. Odwróciła się gwałtownie.
Za nią stał najprawdziwszy komornik. Przez te stopery w uszach nie słyszała ani jak pukał, ani jak wywarzał drzwi. Nie słyszała też nic z tego, co do niej mówił. Sądząc po jego minie, nie były to życzenia urodzinowe a już tym bardziej nie była to informacja o przyznanej jej właśnie nagrodzie Nobla w dziedzinie literatury. Próbowała pokazać mu na migi, że nie słyszy.
Komornik nachylił się nad Klarą i sięgnął pod biurko. Czerwone światło przestało migać. Klara wyciągnęła stopery z uszu i odetchnęła z ulgą. Syrena alarmowa też przestała wyć, za to komornik zaczął mówić. Klara dobrze słyszała jego głos, ale nie bardzo rozumiała sens przekazu. Było tam coś o abonamencie na słowa, który przekroczyła. Coś o niezapłaconych rachunkach, o pismach monitujących i wezwaniach do zapłaty. Komornik wyciągnął z teczki pismo i kategorycznie zażądał, by Klara natychmiast je podpisała.
Próbowała negocjować. Żałosne to były próby. Podpisała. Komornik wsunął kopię pisma do teczki i wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. Klara zerknęła na pismo, które jej zostawił.
Widniała tam, czarno na białym, lista dziesięciu słów, które mogła używać, do czasu uregulowania długu: podfruwajka, kunktatorstwo, dezynwoltura, rzezimieszek, absztyfikant, biodro, leptospiroza, onuca, rozgrzeszyć, taplać. Bez ograniczeń mogła używać jedynie spójników, zaimków i znaków interpunkcyjnych.
- Cóż, rozdział czternasty sobie poczeka.
Wzięła psa i poszła na długi spacer brzegiem morza. Pogoda była piękna. Wiał lekki wiatr. Przy odrobinie szczęścia może znajdzie czyjąś zagubioną obrączkę, albo okruchy bursztynu. Będzie na spłatę długu.
Pełna energii i optymizmu wzięła do ręki pióro i właśnie zamierzała napisać pierwsze zdanie, gdy rozległ się sygnał alarmowy. Klara aż podskoczyła na krześle, uderzając się boleśnie w prawe kolano. Na śnieżnobiałym arkuszu papieru pojawił się ogromny granatowy kleks. Alarm wył, a czerwone migające światło raziło ja w oczy.
Dobrą chwilę trwało, zanim Klara uświadomiła sobie, co jest powodem tego zamieszania. Całe szczęście, że mieszkała sama, na odludziu, a jej stary pies był już zupełnie głuchy. Wstała, rozcierając obolałe kolano i podeszła do drzwi by wyłączyć alarm. Wystukała poprawny, jak jej się wydawało, kod, jednak syrena nadal wyła. Ponowiła próbę i znowu to samo. Trzeci raz już nie wbijała kodu. Stanęła na środku przedpokoju i próbowała ogarnąć sytuację.
Wyło i mrugało, ale to nie był alarm przeciwwłamaniowy. Gdyby to był alarm przeciwwłamaniowy, byłaby tu też ekipa ochroniarzy w towarzystwie policji oraz agenta ubezpieczeniowego a jakoś żadnego przystojnego mundurowego widać nie było.
- To co tak wyje, do cholery!? - Klara wyszła przed dom, żeby się przekonać, że nie jest to sygnał alarmowy informujący o nadciągającym tornado ani syrena wzywająca ochotniczą straż pożarną. Wyeliminowała alarm bombowy i alarmy sąsiadów, jako ze sąsiadów nie miała.
Jak okiem sięgnąć tylko wydmy. Wycie i mruganie dobiegało niestety z jej własnego domu. Wróciła, więc do środka chcąc odszukać guzik, którym się to draństwo wyłącza. Poszukiwania nie przyniosły efektu. Klara uzbrojona w stopery do uszu oraz ciemne okulary postanowiła mimo wszystko kontynuować pisanie. W końcu taki miała plan na dzisiaj i z byle powodu nie będzie od niego odstępować.
Zerknęła na zaplamioną kartkę. Kleks przypominał postać komornika. Wzięła czystą kartkę, złapała za pióro i zamierzała zapisać w końcu zdanie, które od rana miała w głowie, a które było idealnym początkiem rozdziału czternastego. Już, już miała postawić pierwszą literę, gdy nagle ktoś złapał ją za ramię. Odwróciła się gwałtownie.
Za nią stał najprawdziwszy komornik. Przez te stopery w uszach nie słyszała ani jak pukał, ani jak wywarzał drzwi. Nie słyszała też nic z tego, co do niej mówił. Sądząc po jego minie, nie były to życzenia urodzinowe a już tym bardziej nie była to informacja o przyznanej jej właśnie nagrodzie Nobla w dziedzinie literatury. Próbowała pokazać mu na migi, że nie słyszy.
Komornik nachylił się nad Klarą i sięgnął pod biurko. Czerwone światło przestało migać. Klara wyciągnęła stopery z uszu i odetchnęła z ulgą. Syrena alarmowa też przestała wyć, za to komornik zaczął mówić. Klara dobrze słyszała jego głos, ale nie bardzo rozumiała sens przekazu. Było tam coś o abonamencie na słowa, który przekroczyła. Coś o niezapłaconych rachunkach, o pismach monitujących i wezwaniach do zapłaty. Komornik wyciągnął z teczki pismo i kategorycznie zażądał, by Klara natychmiast je podpisała.
Próbowała negocjować. Żałosne to były próby. Podpisała. Komornik wsunął kopię pisma do teczki i wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. Klara zerknęła na pismo, które jej zostawił.
Widniała tam, czarno na białym, lista dziesięciu słów, które mogła używać, do czasu uregulowania długu: podfruwajka, kunktatorstwo, dezynwoltura, rzezimieszek, absztyfikant, biodro, leptospiroza, onuca, rozgrzeszyć, taplać. Bez ograniczeń mogła używać jedynie spójników, zaimków i znaków interpunkcyjnych.
- Cóż, rozdział czternasty sobie poczeka.
Wzięła psa i poszła na długi spacer brzegiem morza. Pogoda była piękna. Wiał lekki wiatr. Przy odrobinie szczęścia może znajdzie czyjąś zagubioną obrączkę, albo okruchy bursztynu. Będzie na spłatę długu.
Zatęskniłam za Klarą. Taka sympatyczna kobieta, ale już nie wróci, prawda?
OdpowiedzUsuńNic mi na ten temat niestety nie wiadomo ;) Kto ją tam wie?
Usuń