Poniedziałek.
Znowu poniedziałek. Musi wstać. Musi umyć włosy. Musi nałożyć na twarz maskę. I
musi jechać zarabiać na życie. Musi. Musi? Sprawdziła wyniki lotto. Musi!
Szlag! Wyjrzała za okno. W nocy zdążyła napadać kupa śniegu. Wygląda to ślicznie.
W promieniach wschodzącego słońca skrzą się diamenciki lodu unoszące się w
powietrzu. Jest pewnie diabelnie zimno. Po cichu liczyła na to, że stary Ford
zamarzł i będzie mogła zafundować sobie dzień nieplanowanego urlopu.
Brnąc przez nieodśnieżony chodnik Klara
zastanawiała się nad tym, że przecież kiedyś lubiła zimę. Wyczekiwała na
pierwszy śnieg, który pojawiał się zwykle w dzień jej urodzin i zalegał grubą
warstwą mniej więcej do końca lutego. Wychodziła na środek zasypanego białym
puchem boiska i wydeptywała tajemnicze wzory. Zaszyfrowane wiadomości dla
aniołów. Prośby o pomoc i ochronę. Podania o odwzajemnioną miłość. Wieczorami
wchodziła na strych i sprawdzała, czy odpowiedziały. Czasem zostawiały dla niej
obrazy na zamarzniętych szybach. Wierzyła, że malują je skrzydłami. Kiedy padał
śnieg, szukała dwóch takich samych płatków, tak jak latem, na łące, szuka się
czterolistnej koniczyny. Tak, kiedyś kochała zimę. Ale taka zima, jaką znała z
dzieciństwa odeszła już dawno. Odeszła bez pożegnania i bez obiecywania, że
wróci.
- I dobrze! Niech nie wraca. Teraz śnieg to
tylko upierdliwość. Skrobanie szyb, śliskie chodniki, niebezpieczne drogi,
skręcone kostki. Niech nie wraca!-Klara umordowana odśnieżaniem samochodu usiadła
za kierownicą, włożyła kluczyk do stacyjki, odczekała chwilę i przekręciła
kluczyk. Silnik odpalił od razu. Nie miała żadnej wymówki. Musiała jechać.
Ruszyła ostrożnie. Tuż za bramką parkingu
musiała się jednak zatrzymać.
-
Matko jedyna i co ja teraz zrobię?! Przecież nie dam rady przejechać.
No, za cholerę się nie zmieszczę. A ten stoi jak krowa na środku drogi.
Migadełka włączył i zadowolony. I jak długo tak będzie stał? Przecież ja do pracy muszę!!! Jak tu postoje
jeszcze kilka minut to nie zdążę. No nie zdążę… Cholera jasna. Jak można być
takim idiotą?! No i czego ten baran za mną trąbi i łapkami wymachuje? Jak bym
mogła to bym pojechała, a nie mogę. A też se migadełka włączę, a co tam.
Włączone migadełka usprawiedliwiają barykadowanie drogi. Będziemy sobie tak
stać i migać. No, przestał trąbić. Jejku, przesunąłby się o pól metra, to bym
przejechała. Pół metra. Ale nie! Będzie stał. A może jednak spróbuję? No, nie
da rady. Za cholerę! Nie zgina mi się samochód w połowie. Jakby mi się zginał,
to bym przejechała. Za to łokieć mi się zgina. Chyba mnie szlag za chwilę
trafi. Ile to będzie jeszcze trwało?! Może ja sobie też zatrąbię? Zatrąbię
sobie! Głośno i długo sobie zatrąbię. Może usłyszy dureń jeden i zobaczy co się
za nim dzieje? Zero reakcji. No pewnie. Cały świat ma w dupie! Niech się ludzie
do pracy spóźniają. Niech karetka do chorego nie dojedzie. Niech się pali i
wali na około, a ten będzie stał. Jak długo jeszcze?! Taki jeden kretyn z
samego rana i cały dzień człowiekowi potrafi zepsuć. I na nic joga. Na nic
relaksacje, medytacje, oczyszczanie umysłu, reiki i inne fiki –miki. Ciśnienie
180/220. I wrzody mi się już odzywają. I zaraz mnie znowu w krzyżu łupnie. A to
ósma rano dopiero! Jezus Maria ósma?! Ósma!!!
A ja tu stoję za tą wielką śmierdząca śmieciarą. Nie!!! O idzie jakiś
koleś w roboczym ubranku. Tak, jasne uważaj bo się zmieszczę. Gdyby mogła to
bym już pół godziny temu przejechała. No kurde jak?! Sam się w łeb puknij.
Puknij się, a potem przesuń tą kupę złomu! Do czego się tak schylasz? A to nie
można było tego stopnia od razu do góry podnieść?! Co, sama se to miałam
zrobić?! Może te pojemniki ze śmieciami też ja wam ma opróżnić?! I nie machaj
mi tu! No już jadę, jadę. Może się zmieszczę? Na styk, cholera! I gówno widać
zza tego złomu. A jadę, pieprzę, najwyżej w kogoś wrąbię, mam to gdzieś, i tak
się spóźnię do roboty. I tak cały dzień do dupy! Jezu, jak mi gorąco…
Wyjechała na główną drogę i nagle zaczęła
się śmiać. Głośno. Nie mogła powstrzymać śmiechu. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Ale ze mnie głupia baba! Przecież to absurdalne!
Czemu ja nie reaguję tylko czekam, aż się samo zmieni?! Nie wysiadłam z
samochodu, nie podeszłam do kierowcy tej cholernej śmieciary, nie powiedziałam
miło „dzień dobry!” i nie poprosiłam grzecznie o to, żeby troszkę pociągnął do
przodu. Przecież by mnie nie zjadł na śniadanie? Chyba… Samochodu też by mi
nikt nie ukradł, bo i tak by nim nie odjechał. Wystarczyło tylko ruszyć tyłek… -
Klara nagle uświadomiła sobie, że praktycznie całe życie stoi przyblokowana za
wielką cuchnącą śmieciarą i czeka – O, nie!!! Koniec z tym! – wykrzyknęła i
ostro ruszyła spod świateł.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza