- Jasne. W
poniedziałek. Nie ma sprawy. Do zobaczenia – odłożył telefon i zerknął na
dworcowy zegar. Czwarta rano. Pasażerowie szybko opuszczali peron. Po kilku
minutach zostały tylko gołębie i jedna pszczoła ucztująca na porzuconym przez
długonogą blondynę ogryzku jabłka. Zastanawiał się nad wyborem kierunku. Za
kwadrans odjeżdżał osobowy na południe. Gdyby się zdecydował, mógłby pójść na
spacer do lasu. Kiedy ostatnio spacerował po lesie? Powróciły wspomnienia
długich wycieczek z ojcem, budowanie szałasu ze świerkowych gałęzi, zabawy w
partyzantów… A może poczekać godzinę i zdecydować się na zmarnowanie kolejnych
pięciu na podroż, by w nagrodę znaleźć
się nad brzegiem morza, zdjąć buty i poczuć piach miedzy palcami stóp? Zdążyłby
wrócić na czas. Usiadł na ławce, by spokojnie podjąć decyzję. I wtedy ją
zauważył. Stała na drugim peronie. Zdecydowanie zbyt blisko krawędzi. Pomachał
do niej w nadziei, że go zobaczy. Chciał ją zawołać. Nadjeżdżający pociąg
zagłuszył krzyk.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza