Kiedy Klara weszła do kawiarni Krycha siedziała
już od kilkunastu minut przy stoliku, przeglądając kartę i zastanawiając się,
czy woli zupę, czy też może wystarczy jej szarlotka. Przywitały się serdecznie.
- No,
opowiadaj! – Krycha przywołała kelnerkę, szybko złożyła zamówienie: dwie
szarlotki i dwie herbaty, a potem zamieniła się w słuch.
- Wszystko zaczęło się od tego
nieszczęsnego jelenia.
Pamiętasz, mówiłam ci, jak mi to bydlę wyskoczyło prosto
pod samochód i jaka się afera zrobiła? No, to to najwyraźniej wcale nie był
taki sobie zwykły jeleń. To musiał być Jejiń! Demon słowiański, co to drogi wędrowcom
plącze i na bagna sprowadza. Bo jak to inaczej wytłumaczyć? Niby nic się wtedy
nie stało ale wszystko nagle zaczęło się pieprzyć i to hurtowo! Najpierw
samochód. Niby naprawiony a nie jeździł. Czarny dym z rury puszczał i moc nagle
tracił, a ja na autostradzie, wyobrażasz sobie? – Krycha tylko pokiwała głową i
słuchała dalej, podjadając szarlotkę.
-
Mechanik przez tydzień coś dłubał i tyle wydłubał, że pół silnika
wymienił i niby dobrze miało być, ale oczywiście nie było i mi się autko
rozkraczyło i to akurat kiedy Witusia do szpitala wzięli. No, ale z tym to też
była historia! I to jaka! Za długo by opowiadać… w każdym razie w ciągu dwóch tygodni,
jak doktory próbowały Witusia na nogi postawić, to te moje auto niby się wyremontowało,
a te Witusiowe na złom poszło i jak tylko te Witusiowe na złom, to te moje
znowu padło i do pracy nijak dojechać, no to urlop, na szczęście stary jeszcze.
Ale ile na urlopie siedzieć można? No, to trzeba nowe auto i to szybko! No to kupiliśmy,
ale małe, za to na duży kredyt. I zaraz jak je kupiliśmy, to nam dom okradli!
-
Jak to okradli?! – Krycha mało nie zakrztusiła się szarlotką. – Włamali
się, do mieszkania?!
- No włamali się, ale na szczęście nie do mieszkania, tylko na daczę. Drzwi
wykopali i już. Takie były antywłamaniowe, że tylko się policjanci śmiali. A my
tym małym autkiem, to nawet do Castoramy po nowe nie możemy, bo się i tak nie
zmieszczą i nie wiadomo, co robić? W niedzielę to żaden fachman ci nie
przyjdzie, mimo że handlowa, bo wszyscy w trupa zalani. No, to zostawiliśmy,
jak było i do domu. Tydzień jako tako minął bez większych tragedii. Pojechaliśmy
znowu na tę naszą wieś z nadzieją, że jednak ktoś nam te drzwi naprawi, ale
facet przyjechał, wymierzył i powiedział, że się nie da. Rozumiesz? Nie da się!
Drzwi naprawić się nie da?! W końcu ktoś powiedział, że zna kogoś, kto podobno
potrafi, to ja za telefon i faktycznie, potrafi tylko nie wie kiedy, bo czasu
nie ma. Czasu niema! A ja to mam czas?! Przecież ja do pracy muszę!
- No, ale naprawił? – Krycha zjadła już całą szarlotkę, a że dobra była,
zastanawiała się nad zamówieniem kolejnego kawałka.
- A bo ja wiem?! Klucze do tych drzwi wziął, bośmy je w sklepie budowlanym
zostawili i dzwonić miał, jak naprawi, ale miesiąc minął a facet nie zadzwonił.
No więc drzwi zepsute, stary samochód naprawiony ale stoi pod domem, bo nowy
jest, to nowym jeżdżę, bo temu staremu to już nie wierzę za grosz!
- To czemu nie sprzedasz? To
dobry samochód jeszcze, ktoś pewnie kupi.
- No chciałam sprzedać, chciałam. Wypucowałam pięknie, ogłoszenie na szybę
nakleiłam, postawiłam w dobrym miejscu i cisza. Nikt go nie chce! A wiesz co
się okazało? Że ja źle numer telefonu na tej karteczce napisałam i od trzech miesięcy
ludzie do jakiejś biednej kobity spod Częstochowy dzwonią i jej dupę trują o samochód,
o którym ona bladego pojęcia nie ma. Taka jestem zdolna! – Klara przerwała na
moment i upiła łyk zupełnie zimnej już herbaty.
- A jak się zorientowałaś, że ten numer zły?
- W ogóle się nie zorientowałam. Cieć na parkingu mi w końcu powiedział,
że jemu ktoś powiedział, że dzwoni i dzwoni i się nie dodzwania i że pewnie ten
numer zły. No jeszcze jak zły! Ale w sumie to i dobrze, bo to nie był czas na
odbieranie telefonów w sprawie auta. Bo wiesz, w międzyczasie to Wituś był
łaskaw wywinąć nam numer ostateczny… – Klara westchnęła ciężko i zanurzyła
łyżeczkę w szarlotce. Krycha doskonale wiedziała, co się wydarzyło jednak w
milczeniu czekała, aż przyjaciółka dokończy opowieść.
- Wiesz,
on zawsze był strasznie uparty. I teraz też się uparł, że póki mu emerytury nie
wypłacą to on z tego świata nie odejdzie i żaden zawał, nawet najcięższy, mu w
tym nie przeszkodzi. I jak tylko pieniądze na konto wpłynęły, tak duch z
Witusia odpłynął. A jak Wituś zszedł z tego świata, to i hrabina zaraz za nim
też iść chciała, na szczęście się rozmyśliła, bo tego to bym już chyba nie
przeżyła. I jeszcze te upały! A ja już ani jednego dnia urlopu nie mam… I jak się
teraz jeszcze coś popierniczy, to ja już nie wiem! – Klara westchnęła głośno,
upiła dwa łyki herbaty i zabrała się za szarlotkę.
- No, ale opowiadaj, jak to z tymi prochami
było, bo ja też miałam ochotę podkraść i rozsypać z molo w Sopocie, ale
ostatecznie stchórzyłam.
- Opowiem, ale obiecaj, że nikomu
nie powiesz, bo to nie całkiem legalna historia jest… - Klara
pokiwała głową i Krycha zaczęła swoją opowieść, po którą Klara zasadniczo
przyszła i która miała się okazać skutecznym lekarstwem na całe jelenie zło.
Świetna historia. Teraz zaczynam uważać na jelenie.
OdpowiedzUsuńCiesze się, ze ci się spodobała. A na jelenie uważaj koniecznie, bo to niebezpieczne stwory są ;)
OdpowiedzUsuń