- Co tam masz, co tam masz? - popiskiwał Młody z ciekawością i wyciągał ręce w stronę plecaka.
- Nie wiem, nie pamiętam, ale ciężki jest jak cholera, uważaj - wysapał Stary zrzucając ogromny plecak na podłogę. Deski zatrzeszczały pod ciężarem a Młody od razy rzucił się do rozpakowywania.
- O, aparat! Fajny! Mogę go sobie wziąć? - Młody nie czekając na odpowiedź wycelował obiektyw w Starego i nacisnął spust. Trzasnęła migawka. Błysk lampy rozświetlił półmrok pokoju. Stary zmrużył oczy.
wtorek, 31 grudnia 2019
wtorek, 24 grudnia 2019
Wesołych Świąt
Święta zbliżały się z roku na rok
coraz szybciej i tym razem zupełnie zaskoczyły Marię, zajętą ogarnianiem życia
codziennego, które to życie wcale nie chciało stać się z upływem lat ani
łatwiejsze ani bardziej zrozumiałe. Maria miała wrażenie, że z miesiąca na
miesiąc ubywa w nim sensu, a jego miejsce zajmują kolejne kilogramy tłuszczu.
Zastanawiała się nad tym kiedy to się zaczęło i doszła do wniosku, że ten
nieprzyjemny proces trwał zasadniczo od zawsze.
środa, 18 grudnia 2019
Pętam się z Pentaxem - Pierwsze zdjęcia w trybie M
W sposób dla mnie charakterystyczny, a więc zupełnie spontanicznie, weszłam w posiadanie półprofesjonalnego aparatu fotograficznego. Mam swoją pierwszą lustrzankę! Sprzęt nie jest nowy i to jest jego największy plus, ponieważ nie boję się go dotykać. Nowego bałabym się na pewno.
Etykiety:
manualnie,
Pentax,
pierwsze zdjęcia,
uczę się fotografii
czwartek, 12 grudnia 2019
Awaria systemu
Podobno jakaś znacząca pełnia księżyca jest i ona sprawia, że stare się kończy a nowe zaczyna w sposób bardzo zaskakujący. U mnie wygenerowała serię wymuszonych początków. Chciałam ratować swojego dogorywającego laptopa i usunąć z jego starej pamięci nadmiar niepotrzebnych treści. Usunęłam zbyt dokładnie. Mój komputer zapomniał jak się nazywa, jak ja się nazywam i generalnie wszystko, co istotne, żeby odnaleźć się w cyberprzestrzeni.
czwartek, 5 grudnia 2019
Piżama w reniferki
- Napisałaś już?
- Co napisałam? – Odpowiedziała niezbyt grzecznie Maria i po
chwili zorientowała się, że w pokoju nikogo nie ma.
- List. Napisałaś? – Stanowczy dziewczęcy głosik domagał się
odpowiedzi. Maria wstała z kanapy i z rosnącym niepokojem rozejrzała się po
mieszkaniu. Było puste.
- No, powiesz mi w końcu, czy napisałaś ten list? Chyba, że
znowu zapomniałaś? – Głosik nie odpuszczał.
- Jaki list do
cholery?! – Maria sięgnęła po środki uspokajające i właśnie miała je połknąć,
gdy głosik znów się odezwał.
środa, 4 grudnia 2019
Zdjęcia z wakacji - Listopadowa nostalgia
Chłodny listopadowy poranek. Mglisto, szaro i ogólnie dość paskudnie. Nie chce mi się nawet wstawać z łóżka. Gdybym mieszkała nad morzem, to by mi się może chciało, pomyśłałam i... Eureka! Przecież ja takie mini-morze mam pod nosem. Wygrzebałam się spod ciepłej kołderki, zjadłam sniadanie i wyruszyłam na wyprawę.
Etykiety:
małe morze,
mewy,
nostalgia,
zdjecia z wakacji
poniedziałek, 25 listopada 2019
Zdjęcia z wakacji - Puszcza Chorzowska
Mam szczęście. Mieszkam tuż przy jednym z największych parków miejskich w Europie. Gdy powietrze w centrum mojego miasta osiąga taką gęstość, że nie tylko mogę je zobaczyć, ale też swobodnie wyczuć między palcami, mam gdzie zaczerpnąć haust ciut czystszego.
Etykiety:
duch lasu,
mgła,
Park Śląski,
zdjęcia z wakacji
wtorek, 19 listopada 2019
Zdjęcia z wakacji - Puk, puk w okieneczko.
Kiedy moje miasto, pełne absurdów i bylejakości daje mi w kość, uciekam w jego rejony, które od tych wad wydają mi się wolne. Jednym z moich ulubionych miejsc jest Skansen, szczególnie w poniedziałki, kiedy wstęp na ten cudowny obszar ciszy i spokoju jest wolny. Nie jestem wstanie policzyć ile razy w ciągu pół wieku spacerowałam wśród pachnących starym drewnem chat.
Pierwsze wycieczki odbywałam tam jeszcze jako pasażerka spacerowego wózka.
Może dlatego tak bardzo lubię to miejsce?
I chociaż chodzę tam bardzo często, za każdym razem coś innego przyciąga moją uwagę.
piątek, 15 listopada 2019
Chińskie ciasteczko
Gdyby teraz ktoś poprosił Marię, by wybrała utwór
ilustrujący jej dzisiejszy dzień, wskazałaby bez wahania piosenkę Agnieszki
Chylińskiej. To był zły dzień. Zaczęło się od samego rana.
poniedziałek, 11 listopada 2019
Zdjęcia z wakacji - Niebrukowaną drogą do Rumunii
Lubię jeżdzić wąskimi drogami, przez wsie i miasteczka. Niespiesznie. Widokowo. Więc kiedy pada propozycja: A może byś... to ja się zgadzam od razu. Zmieniam opony na zimowe, myję autko, tankuję bak do pełna i jadę! Tym razem kierunek - Konin. W towarzystwie Bratniej Duszy i Pani Nawigacji.
Naszą podroż rozpoczynamy w Dąbrowie Górniczej od kilku nieudanych prób wyjechania poza jej granice.
Etykiety:
Konin,
Niebrukowana droga do Rumunii,
zdjęcia z wakacji
sobota, 2 listopada 2019
Zapiski nałogowego czytacza - Najlepsza książka na świecie, Peter Stjernstrom
Chyba każdy pisarz marzy w głębi duszy o napisaniu
najlepszej książki na świecie. Książki, która zagościłaby na szczytach list bestsellerów każdej kategorii i była czytana przez miliardy czytelników na całym
świecie, niezależnie od ich płci, wieku czy pochodzenia. Czy Peterowi
Stjernstromowi udała się ta sztu(cz)ka?
środa, 30 października 2019
Jesienny zielnik
Pamietam, jak za czasów szkolnych, kazano nam zbierać jesienne liście, suszyć, prasować i wklejać do zielników. Albo robić z nich bukiety. A z jarzębiny korale. Z tych wszystkich prac botaniczno-manualnych lubiłam chyba tylko robienie ludzików z kasztanów. Ale w domu, z tatą.
Tworzyliśmy całe stada pokracznych chłopków i zwierzaków. Kurzyły sie potem na pólkach obok książek i znikały przy okazji światecznych porządków.
Nie robię już ludzików z kasztanów. Nie zbieram liści na bukiety. Nawet dyni nie kupuję w celach dekoracyjnych. Moje jesienne zajęcia plastyczno-botaniczne ograniczają się teraz do polowania z aparatem na wyjątkowe okazy liści.
sobota, 19 października 2019
Śladami Klary
Wycieczki śladami bohaterów literackich czy postaci filmowych są dość popularne. Postanowiłam i ja wybrać się w taką podróż i sprawdzić, jak się ma Klara i czy rzeczywiście dobrze. Przed wyjazdem poprosiłam o wsparcie swojego Anioła Stróża, dokładnie tak, jak Klara. Muszę przyznać, że wykonał zadanie znakomicie. Podroż przebiegła bez zakłóceń. Sypał mi pod nogi białe pióra i roztaczał tęczę na niebie przez kilka dni pod rząd.
wtorek, 15 października 2019
Zdjęcia z wakacji - Z szafy do muzeum
Tym razem naprawdę byłam na wakacjach! Wyjechałam daleko, daleko... aż nad morze moje ukochane, do najwspanialszego z miast, do Gdyni.
Uzupełniłam niedobory jodu, wymieniłam powietrze w płucach na czyste, przedreptałam na własnych nogach równe sto kilometrów i napatrzyłam się w dal, po horyzont. Cudowne uczucie.
poniedziałek, 30 września 2019
Zapiski nałogowego czytacza - Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął. Jonas Jonasson
Trudno mi będzie napisać coś poza:
Przeczytajcie koniecznie,
a jeśli już czytaliście, to zróbcie to jeszcze raz!
Trudność wynika z tego, że
ja się nie mogę przestać śmiać, a kiedy się śmieję, nie za bardzo mogę pisać, bo
nie trafiam w odpowiednie miejsca na klawiaturze i przez łzy, nie widzę wyraźnie
ekranu monitora.
czwartek, 26 września 2019
(Nie)przypadkowe telefony
Hrabina nie mogła dojść do siebie. Na przemian płakała
rzewnymi łzami i klęła, na czym świat stoi. To opadała bez sił na fotel, to
rzucała się w wir obowiązków domowych. Łykała kilogramami piguły i proszki różnorakie,
zapominając o zjedzeniu zasadniczego posiłku. Planowała działania na najbliższy
rok, po to tylko, by dojść po chwili do wniosku, że raczej może jednak od razu
zemrze. I pewnie byłaby tą ostatnią myśl zrealizowała, gdyby nie seria dziwnych
telefonów.
Pierwsza zadzwoniła Renata.
- Ty wiesz, Ciociu, co się stało? Dzwoniłam do ciebie, ale
odebrała jakaś Regina. I że niby nie ma pomyłek, mówiła, i w czym mogę pomóc
pytała bez przerwy. Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi? Co to za Regina,
Ciociu?
Następnie zadzwoniła córka Renaty, Anna.
wtorek, 24 września 2019
Święto spadającego liścia
Czekałam na ten dzień cały rok. Wczoraj jeszcze zbyt dużo
światła, rażącego w oczy kontrastami kolorów a dziś już przyjemna lekka
mgiełka. Tak, wystarczy kilka nitek babiego lata, żeby świat nabrał tej
cudownej delikatności. Słońce już nie pali, ono teraz przyjemnie grzeje. Nie
mrużę oczu. Nie chowam się w cieniu. Siadam na wygrzanej ławce. Głaszczę dłońmi
stare, sękate deski. Opieram plecy o chłodną ścianę. Koza głośno chrupie
znalezione w trawie jabłko. Motyl przysiadł na podgniłej śliwce. Czuję zapach fermentujących
owoców. Słyszę cichutki szelest motylich skrzydeł i nieco głośniejszy pierwszych
opadających liści. Dojrzały kasztan uderza o gont dachu i turla się, stukocząc.
Wpada do rynny. Kolejny pada na trawę. Wstaję. Podnoszę go. Jest gładki,
chłodny, jeszcze wilgotny i błyszczący. Chowam do kieszeni brązową kulkę.
Niedługo wyschnie i zmatowieje, ale jeszcze przez kilka chwil będzie sprawiać
przyjemność moim palcom. Bawię się kasztanem i patrzę w szarobłękitne w niebo.
Wdycham zapach pierwszego dnia jesieni. Pachnie przesuszonym sianem, dymem
palonych liści, owczą wełną i kosmosem. Oddycham głęboko.
piątek, 20 września 2019
Jeszcze nie powieść
Kiedy pojawiła się Klara, od razu zaczęła domagać się uwagi. Chciała wciąż więcej i więcej. Ubzdurała sobie, że jest fantastyczną bohaterką, a jej przygody są tak fascynujące, że powinnam napisać powieść. A najlepiej od razu trylogię! Tłumaczyłam jej, że to nie czas. Przecież cała historia dopiero sie toczy i kto wie jaki będzie koniec? Prosiłam, żeby mnie nie męczyła. Ale ona okazała się jeszcze bardziej uparta niż ja. Nie odpuszczała. Sądziłam, że jak dam jej kilka krótkich opowiadań tu, na blogu, uspokoi się. A gdzie tam! Dopiero zaczęła brykać.
niedziela, 15 września 2019
Wehikuł czasu
To miał być zwyczajny spacer. Z mężem i z psem. Na chwilkę. Do parku. Nie był.
Zaczął się od dołków, w które nieomal nie wpadliśmy, bo właśnie trwał remont głównej alei.
Zamiast ciszy i swieżego powietrza - okropny hałas i smród spalin.
No trudno, może dalej będzie już spokojnie?
Nie było!
Było dużo głośniej i chwilę później, zostaliśmy przerzuceni w przeszłość.
A kiedy zorientowaliśmy się, co jest tego całego zamieszania źródłem, w miejsce zaskoczenia i złości, pojawił się zachwyt.
Co nas tak zachwyciło?
piątek, 13 września 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Złodziejka opowieści" Joanna M. Chmielewska
Szukałam lekkiej, wesołej książki. Dojrzałam nazwisko Joanna
Chmielewska i łapnęłam z bibliotecznej półeczki w przekonaniu, że to TA
Chmielewska, więc nawet nie zerknęłam na tył okładki. Zaczęłam czytać i już przy
pierwszych zdaniach poczułam, że coś tu jest nie tak.
Gdzie ten dobrze znany mi
humor? Gdzie zagadka kryminalna? Gdzie trup?
poniedziałek, 9 września 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Lokator do wynajęcia" Iwona Banach
Zakopane nie należy do moich ulubionych miejscowości. Mam z
nim niezbyt przyjemne skojarzenia.
Byłam tam ze dwa razy w życiu.
Raz, jako
malutka dziewczynka, z babcią, na wczasach. Pamiętam tylko tyle, że byłam chora
i przez okno obserwowałam kulig, bo to były wczasy zimowe. No i oczywiście
zdjęcie z misiem.
Drugi raz pojechałam, jako studentka.
niedziela, 8 września 2019
Spisek
Joanna szła na pocztę, taszcząc ciężki karton pełen książek. Ostatnie egzemplarze swojego debiutanckiego tomiku opowiadań zamierzała wysłać
pod wskazany przez Spiskowców adres, mimo ostrzeżeń Leona. Miały zostać odebrane i umieszczone w
tajnej księgarni, wraz z dziełami pozostałych uczestników spisku. To zapewniało absolutne bezpieczeństwo.
piątek, 6 września 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Moralny nieład" Margaret Atwood
Mam z Margaret Atwood ten sam problem, co z Olgą Tokarczuk.
Oczywiście, nie chodzi o problemy interpersonalne, ponieważ ani jednaj ani
drugiej pisarki nie znam osobiście, chociaż bardzo chętnie bym poznała. Od pani
Olgi dzielą mnie jedynie dwa, a może nawet tylko jeden kontakt, więc
zasadniczo mogłybyśmy się spotkać kiedyś, gdzieś, przypadkiem na gruncie towarzyskim. Na
spotkanie z panią Margaret raczej nie mam szans. Natomiast spotkania z twórczością
obu pań są dla mnie zawsze zaskoczeniem.
Etykiety:
Margaret Atwood,
Moralny Nieład,
zapiski nalogowego czytacza
piątek, 23 sierpnia 2019
środa, 21 sierpnia 2019
Zdjęcia z wakacji - Wycieczka zagraniczna.Czyżby nad Dunajem?
Każda porządna wakacyjna wycieczka
powinna zaczynać się wcześnie rano.
Należy wstać skoro świt,
spakować do plecaka kanapki i coś do picia.
Zadbać o wygodne obuwie i wyruszyć na wedrówkę. Samotną lub w towarzystwie.
Ja wybrałam towarzystwo aparatu fotograficznego
i wyruszyłam nad wodę.
wtorek, 20 sierpnia 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Globtroter" Jacek Wróblewski
Ponieważ sama wciąż nie mogę
odnaleźć swojego życiowego powołania,
szalenie interesują mnie historie ludzi,
którzy je odnaleźli i cudownie wypełniają.
Ta historia,
spisana przez syna Jana Ptaszyna Wróblewskiego,
jest fascynująca
nie tylko ze względu na głównego bohatera.
Etykiety:
Globtroter,
Jacek Wróblewski,
zapiski nałogowego czytacza
wtorek, 13 sierpnia 2019
Zdjęcia z wakacji - Podróż w czasie
Podróżować można do wielkich i dalekich krajów
albo do sąsiednich miasteczek.
Można podróżować piechotą, powoli
albo ekspresowo, luksusowym odrzutowcem.
Można też podróżować w czasie.
Że w czasie to jeszcze nie?
Że tak, to tylko we śnie
lub ewentualnie w marzeniach?
A własnie, że nie!
Jest takie miejsce, gdzie można zejść głęboko pod ziemię by odbyć wspaniałą wędrówkę po dawnym
i wcale nie takim czarnym, Śląsku.
sobota, 10 sierpnia 2019
Jeszcze nie czas
Wituś był samotnikiem. Przeszedł przez życie w
jednych butach. Z jedną, nigdy nierozpakowaną, walizką, dla większej pewności
trzymaną pod łóżkiem. Przyparty do muru przez Stefcię, ożenił się i nawet córkę
spłodził, ale nadal pozostał samotnikiem. Mieszkał całe życie w jednym domu.
Nigdy nie opuszczał swojej dzielnicy miasta, tak przypadkowo wybranego przez
przodków. Nikogo nie znał. Z nikim się nie zaprzyjaźnił. Nie wiedział, jak ma
na imię jego sąsiad. Nie obchodziło go, na co umiera sąsiadka. Klął na
miauczące pod oknem koty. Na wszystkie pytania odpowiadał zdawkowo, nigdy nie mówiąc
słowa prawdy. Czasem, w przypływie dobrego humoru wymyślał jakąś dykteryjkę i
pod nią ukrywał swoje nijakie, nudne życie. Bez żalu przeszedł na emeryturę. Nienawidził
swojej pracy. Uciekał z niej, gdy tylko mógł, więc kiedy odpracował pańszczyznę,
zyskał czas na nic nierobienie. Czy był leniem?
wtorek, 6 sierpnia 2019
Nie ma przypadków
Regina,
dojrzała i doświadczona Pomagaczka, wróciła właśnie z niezbyt udanego urlopu.
Miało być all inclusive na włoskiej riwierze, a było hot intensive w słabo
klimatyzowanym nędznym pensjonacie nad pełnym sinic Bałtykiem, w towarzystwie
wiecznie marudzącego Wiktora. Wiktor nie marudził jedynie przy barze, gdzie
spędzał większość czasu, popijając obrzydliwe kolorowe drinki i wpatrując się w
wydatny biust dziewczyny obsługującej tenże bar, podczas, gdy Regina siedziała na
zatłoczonej plaży i żałowała, ze dała się tutaj przywlec. Cóż, nie odpoczęła
wcale, a tu już dzwonią telefony z prośbami o pomoc. Nawet walizki nie zdążyła
jeszcze rozpakować. Właściwie nie powinna się dziwić, że skoro przez dwa
tygodnie była niedostępna, teraz telefony się urywają, a jednak była bardzo
zaskoczona.
piątek, 2 sierpnia 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Forsowanie powieści rzeki" Dubravka Ugresic
Autor powinien pisać o tym,
na czym się zna - to żelazna
zasada.
A na czym autor zna się najlepiej?
Na byciu autorem oczywiście!
I mamy tu tradycyjną imprezę, organizowaną co dwa lata, na
którą zjeżdżają się do Zagrzebia pisarze krajowi i zagraniczni, by przez kilka
dni wieść Rozmowy Literackie w twórczej i przyjacielskiej atmosferze. Odczyty, wykłady,
rauty, biesiady, wizyty w fabryce (wszystko dzieje się w latach osiemdziesiątych
ubiegłego wieku i jest świetną satyrą na tamte czasy) a przede wszystkim dyskusje
o miejscu i roli literatury współczesnej. Na rolę tejże, jeden z szacownych gości,
jak się okazuje wcale niezaproszony, ma pogląd szczególny i dość niestereotypowo
wprowadza go w życie. Stać go, więc kto mu zabroni?
piątek, 26 lipca 2019
Zdjęcia z wakacji - O czym szumią wierzby?
Wierzby.
Ponoć to im właśnie powinnam się przyglądać i to ich posłuchać, albowiem wierzby znają odpowiedź
na nurtujące mnie od dawna pytania.
- Dobra, dobra! - Pomyślałam słysząc taką sugestię. - Ja i tak brzozy wolę, ale skoro mają być wierzby to niech będą. Tylko gdzie ja je znajdę? Bo brzozy to wszystkie w okolicy znam po imieniu. Odwiedzam codziennie. Głaszczę, tulę, gadam do nich. Ale wierzby?
niedziela, 21 lipca 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Zrób sobie raj" Mariusz Szczygieł
Właśnie minął rok od śmierci mojego taty, a ja dopiero teraz
odkryłam, że ojciec mój, gdyby mógł wybierać, urodziłby się w Czechach i byłby wtedy dużo szczęśliwszym człowiekiem. Niestety, miał pecha i przyszedł na świat tuż poza
granicami raju, czego skutkiem było towarzyszące mu przez całe życie uczucie
niedopasowania.
piątek, 19 lipca 2019
Zdjęcia z wakacji - tropikalna wyspa
Moje miasto nie tylko ma dostęp do morza, ale jest również tropikalną wyspą, pełną egzotycznych kwiatów i barwnych motyli, których urody opisać nie sposób.
Tym razem bez zbędnych słów, same obrazki.
środa, 17 lipca 2019
Zdjęcia z wakacji
Już po czy jeszcze przed? W kraju czy za granicą? Góry czy jednak może morze? Ciekawe jaka pogoda była/będzie? A drogo? A jedzenie? A z mężem czy bez?
No i zdjęcia, koniecznie zdjęcia pokazać trzeba, bo bez tego, to jakby się nigdzie nie było
i urlop się nie liczy.
Pochwalić się trzeba koniecznie i ja się dzisiaj chwalę.
Ludzie, gdzie ja byłam!
Magiczne miejsce, mówię wam!
niedziela, 14 lipca 2019
Konsorcjum Wielkiej Trójcy
Tłoczyli się w kamerliku Starszego Pomagacza i obserwowali obiekt
zza szyby. Każdy z nich robił szczegółowe notatki. Jeden nagrywał film, inny
robił zdjęcia. Na bieżąco przesyłali dane do swoich szefów. Taki przypadek nie
trafiał się obecnie zbyt często. Rzadko kto decydował się na samodzielne
wykonanie ostatniego kroku. Wszyscy rutynowo korzystali z usług Wielkiej
Trójcy, wybierając dostosowane do własnych potrzeb i możliwości finansowych,
pakiety. Jedni decydowali się wyłącznie na Pośrednika, inni korzystali z usług
Zastępcy albo wzywali Pomagacza. Najbogatsi brali cały zestaw. Ten tutaj, desperat
i uparciuch, spowodował niezłe zamieszanie.
sobota, 13 lipca 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Jak czytać wodę" Tristan Gooley
Wydawałoby się, że aby zrozumieć wodę, trzeba wypłynąć na
szerokie oceany. Okazuje się jednak, że o wiele łatwiej jest dowiedzieć się czegoś o wodzie
stojąc na stałym gruncie. I czy to morze głębokie, czy jezioro szerokie, czy rzeka
rwąca, czy kałuża stojąca, każda z tych wód mówi do nas poprzez skomplikowane wzory
zmarszczek na powierzchni, odbicia świateł, przejrzystość, barwę, zapach.
czwartek, 11 lipca 2019
Ciężka robota
Wciąż trwa.
To już ósmy dzień zawieszenia pomiędzy tym i tamtym światem. Zupełnie, jakby nie mógł się zdecydować, który z nich wybrać.
Czy ten, gdzie jest tak ciężko i źle, ale znajomo, czy
tamten, którego być może wcale nie ma, a mimo to wydaje się lepszy. Wisi na tych
wszystkich kablach, rurkach i przewodach w ciszy, zakłócanej jedynie monotonnym
szumem respiratora i gubiącym takt pikaniem coraz słabszego pulsu.
czwartek, 4 lipca 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Migawki" Claudio Magris
Dwóch starszych panów naigrywających się z młodej dziewczyny,
która za nowy kierunek w sztuce bierze przysłonięte, na znak protestu czarnym
płótnem, dzieła w nowojorskiej galerii sztuki.
Tłum, wypełniający audytorium podczas wykładu słynnego matematyka,
okazujący się ostatecznie liczną publicznością jedynie oczekującą na wykład
kolejny.
Absurdalny zwyczaj cenzurowania dzieł literackich tak, by,
mimo iż pisane przed wielu laty, przypadkiem nie uraziły uczuć religijnych współczesnego
czytelnika.
piątek, 28 czerwca 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Japoński wachlarz" Joanna Bator
Przyszło lato.
Na dworze panują temperatury tak wysokie, że już wcale nie trzeba
do ciepłych krajów wyjeżdżać
a raczej rezerwować pobyt gdzieś w rejonach podbiegunowych.
Szukam ochłody i okazuje się, że nic nie jest tak skuteczne
jak wachlarz.
Z przyjemnością trzymam go w dłoniach już od kilkunastu dni
i wędruję ulicami Tokio.
wtorek, 18 czerwca 2019
Najzimniejsze słowo wygrywa
Utrzymująca się od kilkunastu dni fala wysokich temperatur jednym sprawiała radość innych doprowadzała na skraj rozpaczy. Ludmiła należała do tych drugich i natychmiast stała się obiektem pogardy Zimnej Marty, kobiety, która wprowadziła się do sąsiedniego domu z początkiem maja wraz ze swoimi trzema kotami: Pankracym, Serwacym i Bonifacym. Żeby chociaż psa miała, może jakoś by się dogadały.
piątek, 14 czerwca 2019
Cyrk przyjechał!
Oszczędności
topniały szybko, o wiele szybciej niż Łucja się tego spodziewała.
Doszła
do wniosku, że aczkolwiek bardzo niechętnie, to jednak będzie musiała podjąć
pracę. Jakąkolwiek i najlepiej od razu, więc po raz pierwszy w życiu wybrała
się do Powiatowego Urzędu Pracy w Małym Miasteczku. Nie spodziewała się tłumu,
ale zupełnie pusty korytarz trochę ją zaskoczył. Tablica ogłoszeń pełna była anonsów
pracodawców. Poszukiwali wykwalifikowanych pracowników: ślusarzy, tokarzy,
operatorów wózków widłowych i koparek. Raczej mężczyzn, choć nie było to wprost
wyartykułowane.
środa, 12 czerwca 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Pokochawszy. O miłości w języku" Jerzy Bralczyk i Lucyna Kirwil w rozmowie z Karoliną Oponowicz
Przeczytawszy „Pokochawszy”
nabrałam jeszcze większej sympatii do profesora.
Rozmowa z dwiema kobietami, z
których jedna jest psychologiem agresologiem
i słyszy znacznie więcej niż
słowa, a druga specjalistką od praw człowieka
i zadaje bardzo trudne pytania,
wymagała od mężczyzny nie lada odwagi.
Etykiety:
Jerzy Bralczyk,
język,
Karolina Oponowicz,
Lucyna Kirwil,
miłość,
Pokochawszy
środa, 5 czerwca 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Tylko Twoja" Anna Crevan Sznajder
Z czytaniem książek pisanych przez moje dobre znajome mam
pewien kłopot. Towarzyszą temu zawsze emocje niewspółmierne do tych, z jakimi
sięgam po wszystkie inne lektury, gdyż do zwyczajnej ciekawości „A co to się
pod tym tytułem i okładką kryje?” dochodzi spora dawka radości z sukcesu
wydawniczego koleżanki, duma, że się odrobinkę do tego sukcesu przyczyniłam wspierając
projekt, kropelka zazdrości (eh, ja ze swoją książka wciąż w lesie) a tym w
przypadku jeszcze dodatkowo bardzo mocno
rozbudzone pierwszym tomem trylogii oczekiwania.
sobota, 1 czerwca 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Tango z koniem" Katarzyna Godefroy
Motywacje pisarzy bywają różne.
Jedni piszą, bo mają coś
bardzo ważnego do powiedzenia.
Inni piszą dla pieniędzy.
Jeszcze inni piszą, bo
chcą.
A kiedy te wszystkie trzy powody
występują razem
powstaje "Tango z koniem",
pierwsza powieść Katarzyny Godefroy,
którą miałam zaszczyt i ogromną
przyjemność
przeczytać jeszcze przed
premierą.
Etykiety:
Alias Kinga,
Tango z koniem,
zwierzaki bezdomniaki
Prezent
Na malutkiej wyspie, pośrodku ogromnego jeziora, mieszkała mała dziewczynka. Oczywiście nie była tam sama, bo małe dziewczynki nie mogą przecież mieszkać same. Na wyspie mieszkali też jej rodzice, babcia i pewien sympatyczny ślimak.
środa, 29 maja 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Terapia Pauliny" Ryszard Sadaj
Skuszona tytułem, nie zwróciłam uwagi
na infantylne i
nadmiernie entuzjastyczne
opinie czytelniczek
i niestety mocno się
rozczarowałam.
Nawet zirytowałam w kilku momentach.
A pod
koniec to już byłam nieźle wściekła.
sobota, 25 maja 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Siódma funkcja języka" Laurent Binet
„Życie
nie jest powieścią. Przynajmniej chcielibyście w to wierzyć”.
Ja
pierdziu!
Tyle
jestem w stanie powiedzieć po zakończeniu lektury. Tak,
wiem, szalenie elokwentnie.
Wybaczcie.
środa, 15 maja 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Zawód powieściopisarz" Haruki Murakami
O parapet od samego rana, nudno i rytmicznie „bangla” deszcz
a ja po raz kolejny próbuję przekonać się do pana Murakamiego.
Podobno do trzech
razy sztuka, ale, nie w tym przypadku.
I chociaż ze dwa lub trzy zdania
nawet
mi się spodobały,
to generalnie nie poczułam tego,
co Murakami porównuje do
zanurzenia się
w ciepłych wodach uzdrowiskowych.
sobota, 11 maja 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Severina" Rodrigo Rey Rosa
Przyciągnęła mnie kolorowa okładka,
treść wciągnęła praktycznie
od pierwszego zdania
i nie wypuściła aż po ostatnie.
Chociaż rzecz dzieje się
w
całkowicie obcej mi Gwatemali
i pewnie połowy kontekstów
nie jestem w stanie
odczytać,
to jest to jednak przede wszystkim
opowieść o miłości,
więc absolutnie
uniwersalna.
Etykiety:
Rodrigo Rey Rosa,
Severina,
zapiski nałogowego czytacza
piątek, 10 maja 2019
Pozorny spokój poranka
Wczesną wiosną nad stawem
panowała bardzo romantyczna atmosfera.
Z przyjemnością podglądałam zaloty wodnego ptactwa.
Korzystając z pięknej pogody
postanowiłam dzisiaj odwiedzić to samo miejsce.
wtorek, 7 maja 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Inteligencja kwiatów" Maurice Maeterlinck
Rozpoczynając
lekturę książki nie oczekuję przede wszystkim wrażeń estetycznych.
Liczę
raczej na wrażenia a nawet wyzwania intelektualne lub po prostu dobrą rozrywkę.
Tym
razem jestem zauroczona pięknem języka.
poniedziałek, 6 maja 2019
Układanka
Pralka głośnym hukiem obwieściła wejście w fazę wirowania.
W
tej samej chwili czajnik nauczył się wreszcie porządnie gwizdać.
Maria, chcąc nie chcąc, musiała odłożyć
czytaną właśnie książkę i wstać.
Zrobiła to zbyt szybko i nieostrożnie. Syknęła
z bólu.
- Cholera, ile to
jeszcze będzie trwało?! – Zalewając herbatę potrąciła kubek.
Spadł, roztrzaskując
się na drobne kawałeczki.
Oparzyła sobie stopę. Z sąsiedniego mieszkania
rozległ się warkot wiertarki.
- Nie. Nie! Nie!!! - natrętny dźwięk wiercenia
umilkł.
Maria też, ale wyłącznie dlatego, że straciła głos.
Całą wiązankę najkunsztowniejszych
przekleństw wypowiedziała już tylko w myślach.
Pralka na wszelki wypadek też
umilkła i tylko od czasu do czasu mrugała
informując Marię, że gdyby ta miała
ochotę,
to może już wyciągnąć pranie, czyściutkie, pachnące
i … całe malinowe!
piątek, 3 maja 2019
Zapiski nałogowego czytacza - "Białe jabłka" Jonathan Carroll
Obserwuję u siebie ostatnio niepokojące zjawisko.
Otóż, od dłuższego czasu, nie jestem w stanie napisać nic,
co chociaż odrobinę przypominałoby opowiadanie,
nie mówiąc już o jakiejkolwiek dłuższej formie.
Męczy mnie ten stan okrutnie, bo pisać lubię bardzo
i bez pisania życia wyobrazić sobie raczej nie mogę,
a tu klops.
Pasztet.
Pieczeń rzymska i to bez jaj.
Zastanawiam się dlaczego?
Co takiego się wydarzyło, że słowa nie chcą grzecznie układać
się w zdania,
a zdania za nic nie ustawiają się w akapity.
Owszem, dają o sobie znać.
Machają mi łapką przed oczami.
Przelatują z lewej na prawą i z powrotem.
Turlają się po blacie biurka albo unoszą wśród drobinek
kurzu.
Pełno ich wszędzie. A głośne są jak cholera!
Niestety, jak tylko wyciągam po nie długopis,
zmieniają szyk, wymieniają się literami między sobą
i są absolutnie nie do poznania.
Nawet nie do Krakowa.
No, czasem do Wiednia.
I po przeczytaniu ‘Białych jabłek” znajduję
odpowiedź.
Najwyraźniej umarłam.
W sumie od dawna przeczuwałam, że tak właśnie jest.
Jeśli nie wplącze się w to wszystko chaos,
to już niebawem powinnam osiągnąć ten poziom wiedzy,
który pozwoli mi odkryć nieograniczone możliwości
i będę sobie mogła poskładać wszystko, co tylko zechcę.
No, chyba że komuś przyjdzie do głowy ściągać mnie z
powrotem,
ale to mi raczej nie grozi.
Miało być o książce.
Cóż, mówiłam …
Etykiety:
Białe jabłka,
Jonathan Carroll,
zapiski nałogowego czytacza
środa, 1 maja 2019
Spacery z aparatem - Witaj maj, pierwszy maj!
Kiedy wszyscy wyjeżdżają na majówkę,
ja biorę aparat
i idę na spacer na najpiękniejszą ulicę w dzielnicy.
Najpiękniejszą, bo całą we bzach.
Przy każdym domu rośnie okazały stary krzew lilaka
i pachnie tak, że aż się głowie kręci,
szczególnie, gdy idzie się tamtędy wieczorem.
ja biorę aparat
i idę na spacer na najpiękniejszą ulicę w dzielnicy.
Najpiękniejszą, bo całą we bzach.
Przy każdym domu rośnie okazały stary krzew lilaka
i pachnie tak, że aż się głowie kręci,
szczególnie, gdy idzie się tamtędy wieczorem.
Niestety tuż obok kwitną jarzębiny
a ich ostry zapach natychmiast otrzeźwia,
choć kwiaty są równie piękne.
I tylko przekwitłych kwiatów wiśni troszkę żal...
sobota, 27 kwietnia 2019
Zapiski nałogowego czytacza - Katarzyna Sowula "Fototerapia"
Warszawska
współczesna Praga
ze swoim specyficznym menelsko – artystycznym klimatem.
Czwórka
studentów.
Ich trzech i ona, główna bohaterka.
Wspólnie wynajmują mieszkanie i każde
na swój sposób próbuje ogarnąć rzeczywistość
a owa się ogarnięciu absolutnie
nie poddaje.
A jeśli już, to tylko we fragmentach,
skrawkach drogiego papieru
fotograficznego wrzucanych do kosza
albo przypadkowych genialnych ujęciach i to
tylko po to,
by ostatecznie ukazać się jak zebra, w paski, tyle, że poziome.
Absurdalność
rzeczywistości została przez debiutującą autorkę dostrzeżona
i opisana w sposób
fantastycznie zwięzły i genialnie ironiczny,
z dużą uważnością i wrażliwością
na szczegóły.
Seria
intrygujących czarno – białych fotografii Małgorzaty Sałygi dopełnia całą opowieść.
Czytam
to, co napisałam i ze zdziwieniem stwierdzam,
że wyszła mi taka oficjalna,
pozbawiona emocji i osobistej refleksji recenzja
i zastanawiam się, dlaczego?
I
chyba wiem.
Ta
książka przypomina analogową fotografię.
Podczas czytania został naświetlony negatyw.
Arkusz
papieru fotograficznego wydobyty z kąpieli w chemikaliach suszy się teraz,
ukazując przypadkowo uzyskane efekty.
I fajnie było robić zdjęcia, tzn. czytać
książkę,
i kupa śmiechu przy tym była,
a teraz wyraźnie widać, że z drugiego
planu wyłania się postać,
której tam absolutnie być nie powinno
i postać ta
jest bardzo podobna do pewnej pani, którą widuję codziennie.
Ot, fototerapia!
PS. Starsze zapiski nałogowego czytacza znajdziecie w zakładce "przeczytane"
Etykiety:
fototerapia,
recenzja,
zapiski nałogowego czytacza
piątek, 26 kwietnia 2019
Zapiski nałogowego czytacza
Z pisaniem własnych tekstów ostatnio nie idzie mi najlepiej
i jak to zwykle w takich przypadkach bywa, oddaję się krytycznej lekturze tekstów cudzego autorstwa,
natrafiając raz na dzieła pierwszej jakości,
innym razem na dziełka jakości wątpliwej.
Bywa, że trafiam na teksty, do których jeszcze nie dorosłam,
albo po prostu nie wzięłam do ręki w odpowiednim czasie.
Wtedy ogarnia mnie przykre uczucie intelektualnej porażki i wstydu.
Tymi totalnie poza jakością nie zawracam wam głowy,
zresztą sobie też nie bardzo, porzucając je po kilku zaledwie stronach.
Swoje refleksje po przeczytaniu lektury zaczęłam umieszczać na blogu początkowo dlatego, by po prostu nie zapomnieć, co przeczytałam
i czy mi się podobało. Bo ja takie rzeczy zapominam dość szybko.
Niebawem okazało się, że to właśnie te teksty powodują tu największy ruch.
Niestety, umieszczone na jednej stronie tworzą niemiłosiernie długi ciąg, utrudniając czytanie i praktycznie uniemożliwiając dyskusję.
Nie wpadłam na to, dopóki nie zwróciła mi uwagi jedna z czytelniczek, której jestem za to niewymownie wdzięczna
i czym prędzej wprowadzam zmiany.
Od tej pory, nowe zapiski nałogowego czytacza będą się pojawiały na stronie głównej, jako osobne posty.
A kto będzie miał ochotę poszperać w starociach kliknie sobie tutaj
i znajdzie tam ten cały bałagan.
Już niedługo kilka zdań o "Fototerapii" Katarzyny Sewuli.
sobota, 20 kwietnia 2019
wtorek, 16 kwietnia 2019
Malinowy sorbet
Na pustym o tej porze dnia
osiedlowym placu stała samotna budka z lodami. Otwarta. Ustawione przed nią
plażowe leżaki wyglądały dziwacznie.
Pewnie dlatego nikt na nich nie siadał. Może, gdy zrobi się naprawdę ciepło
i zacznie działać fontanna nabiorą sensu, chociaż nawet wtedy nie bardzo będą tu pasowały.
- Z czego są te lody?
- Z wody i dwóch kilogramów malin. Dużą czy małą porcję?
- Najmniejszą poproszę – maliny przekonały Marię do zakupu i już po chwili trzymała w ręku swoją, wcale niemałą, porcję.
Pewnie dlatego nikt na nich nie siadał. Może, gdy zrobi się naprawdę ciepło
i zacznie działać fontanna nabiorą sensu, chociaż nawet wtedy nie bardzo będą tu pasowały.
- Z czego są te lody?
- Z wody i dwóch kilogramów malin. Dużą czy małą porcję?
- Najmniejszą poproszę – maliny przekonały Marię do zakupu i już po chwili trzymała w ręku swoją, wcale niemałą, porcję.
Dorzuciła jeszcze dziewczynie
złotówkę do słoiczka z napisem „Zbieram na wakacje”
i usiadła nieopodal na murku.
Powoli wyjadała z papierowego kubka różową łyżeczką malinowy sorbet. Wiosenne słońce grzało ją w plecy. Niezbyt mocno, tylko troszkę, akurat tak, żeby móc siedzieć na murku i nie zmarznąć. Maria jadła pierwsze w tym roku lody
Powoli wyjadała z papierowego kubka różową łyżeczką malinowy sorbet. Wiosenne słońce grzało ją w plecy. Niezbyt mocno, tylko troszkę, akurat tak, żeby móc siedzieć na murku i nie zmarznąć. Maria jadła pierwsze w tym roku lody
i zastanawiała się, na jaką ilość
wody te dwa kilo malin?
Doszła do wniosku, że na odpowiednią, bo lody były bardzo dobre i z każdą zjedzoną łyżeczką wszystko wokół robiło się coraz bardziej różowe.
Drzewa obsypane różowym kwieciem wypuszczały delikatne różowe listki. Dziewczynka w różowej kurtce huśtała się na huśtawce.
Starsza pani w fikuśnym kapelusiku prowadziła małego różowego psa.
Rower, z którego właśnie zsiadła młoda kobieta też był różowy.
Nawet na elewacji bloków rozkwitły różowe róże.
Lody szybko się skończyły.
Doszła do wniosku, że na odpowiednią, bo lody były bardzo dobre i z każdą zjedzoną łyżeczką wszystko wokół robiło się coraz bardziej różowe.
Drzewa obsypane różowym kwieciem wypuszczały delikatne różowe listki. Dziewczynka w różowej kurtce huśtała się na huśtawce.
Starsza pani w fikuśnym kapelusiku prowadziła małego różowego psa.
Rower, z którego właśnie zsiadła młoda kobieta też był różowy.
Nawet na elewacji bloków rozkwitły różowe róże.
Lody szybko się skończyły.
Maria wstała, wyrzuciła kubeczek do
kosza,
przeszła na drugą stronę ulicy i podeszła do budynku, w którym mieścił się dzienny oddział leczenia zaburzeń nerwicowych.
Zanim otworzyła drzwi dostrzegła swoje odbicie w
szybie. Miała na sobie malinowy sweter.przeszła na drugą stronę ulicy i podeszła do budynku, w którym mieścił się dzienny oddział leczenia zaburzeń nerwicowych.
niedziela, 31 marca 2019
Ostatni spacer
- Tak dawno tu nie byłam. Dlaczego? – Maria zastanawiała się wysiadając z samochodu.
Kiedyś lubiła to miejsce. Przyjeżdżała tu z ojcem,
jako mała dziewczynka, co sobotę. Brali ze sobą plecak, kanapki, termos z
herbatą, czasem psa, zawsze dobry humor i zabawne opowieści. Szli groblą wzdłuż
stawu. Mijali wędkarzy, zaglądając im cichutko przez ramię, by sprawdzić ile
ryb złowili i czy ryby duże. Podglądali
mewy. Rzucali kamyki do wody patrząc na powstające kręgi fal. Maria nigdy
nie nauczyła się porządnie rzucać kaczek i z podziwem patrzyła jak robił to
tato.Jesienią obserwowali wiewiórki, zbierali kasztany i wypychali sobie nimi wszystkie
kieszenie.
Szli zawsze aż do przystani, chociaż nigdy nie wypożyczyli łódki i
nie wypłynęli na wodę. Wystarczyło, że obserwowali innych, siedząc na brzegu i
jedząc kanapki. Kiedyś, gdy tu przyjechali, w stawie nie było wody, a błotniste
dno pokrywały setki otwartych muszli szczeżui wielkich. Innym razem trafili na
sztormową pogodę i udawali, że są wilkami morskimi.Wdrapali się na wieżyczkę
ratownika, która na moment stała się kapitańskim mostkiem: Ahoj przygodo!
Teraz Maria stała na grobli, wstrzymując oddech. Próbowała
sobie przypomnieć, kiedy był ten ostatni raz. Nie potrafiła.
Ciepłe powietrze
wiosennego przedpołudnia znieruchomiało wokół niej, jakby w obawie, że
odszukane wreszcie wspomnienie mogłoby
się rozwiać i już na zawsze pogrążyć w niebycie. Przypominała sobie wszystkie ich
wspólne spacery po kolei, ale żaden z nich nie był tym ostatnim.
Ani ten, gdy
upadła i rozbiła sobie kolano. Ani ten, gdy pokłócili się o jakąś straszliwą
bzdurę.
Nawet nie ten, kiedy była z nimi mama.
- Ale przecież był
jakiś ostatni! Musiał być… - Maria poczuła,
że robi jej się słabo, a świat wokół zaczyna nieprzyjemnie wirować.
Z trudem
doszła do ławki i usiadła.
Zza pleców dochodziły do niej natarczywe dzwonki
rowerów przeganiających pieszych ze ścieżki, miarowy stukot kijów, terkot rolek,
szczekanie psa i głośne śmiechy dzieciaków. Przed sobą widziała spokojną, jakby
martwą, wodę.
Gładka błękitna tafla odbijała bezchmurne i równie błękitne niebo.
Obraz stopniowo zaczynał tracić kontury, rozmywać się, aż spłynął z ostatnią
łzą.
- Bardzo się tutaj
zmieniło, ojciec byłby zaskoczony - Maria wzięła głęboki wdech. – Nie pamiętam tamtego
ostatniego spaceru. Trudno. Pamiętam tylko jego ostatnie słowa. To wystarczy –
wypuściła powietrze z płuc i wytarła mokre oczy rękawem bluzy.
- Tak, tato, mam klucze, mam… - powiedziała cichutko
i powoli wróciła do samochodu.
Na zdjęciu jezioro w Tychach - Paprocanach, a ja faktycznie nie pamiętam mojego ostatniego spaceru z ojcem.
sobota, 9 marca 2019
Kiepski poranek
Mścisława Przekorna obudziła się w piątkowy ranek i pierwsza
myśl, jaką wyłuskała ze świadomości wprawiła ją w kiepski nastrój.
- No tak, wiedziałam, że ten moment nastąpi – westchnęła ciężko
– ale, że tak szybko?! – Mścisława zamknęła oczy z nadzieją, że gdy otworzy je
po raz drugi, okaże się, że ta pierwsza świadoma myśl była tak naprawdę jedynie
ostatnim majakiem sennym i nadal wszystko będzie po staremu.
Nie było, o czym Mścisława przekonała się już przy próbie
wstania z łóżka. Jeszcze wczoraj po prostu podejmowała decyzję, że chce wstać i
wstawała. Dzisiaj, od momentu podjęcia decyzji do wykonania zamiaru minęło
jakieś pięć do sześciu minut. Tyle czasu zajęło jej zlokalizowanie wszystkich części
ciała, zastanowienie się, która z tych części powinna rozpocząć ruch, jako
pierwsza i ustalenie, w jakiej kolejności pozostałe powinny dołączyć. Pierwsze
trzy próby były nieudane. Czwarta zakończyła się sukcesem i Mścisława, ciężko oddychając,
usiadła na brzegu łóżka. Wsunęła stopy w kapcie i czekała. Czekała, aż źrenica
lewego oka dostosuje się do porannego światła a soczewka łaskawie dokona
akomodacji. Prawe oko jakoś szybciej poradziło sobie z tym zdaniem i już od
kilku sekund przekazywało dalej radosną wiadomość, że siódma tuż tuż.
- Siódma?! Jak to siódma?! – Mścisławie zostało ledwie
czterdzieści pięć minut na dojście do łazienki, wykonanie wszystkich niezbędnych
czynności higienicznych, powrót do sypialni, zmianę garderoby z piżamy na strój
wyjściowy, przejście do kuchni, zaparzenie ziółek, przygotowanie i zjedzenie
bezglutenowego śniadania, odliczenie dziennej porcji suplementów,
przemieszczenie się do przedpokoju, założenie butów i zejście na parter.
Na przejście
kilka kroków od domu do taksówki, która miała na nią czekać o ósmej, czasu już pewnie
nie starczy. Będzie musiała dopłacić taksówkarzowi za oczekiwanie i wytrzymać
wścibskie spojrzenia sąsiadek. Ale będą miały satysfakcję, wredne małpy!
- No, nie ma czasu, nie ma czasu… - Stęknęła podczas
pierwszej próby przyjęcia pozycji pionowej i opadła na łóżko.
Druga próba
poszła już zdecydowanie lepiej.
Szurając kapciami Mścisława zaskakująco szybko doszła
do łazienki. Po kilku minutach w całym bloku zadrżały szyby w oknach, a u sąsiadów
pod trójką, jedna nawet pękła. Nieświadoma szkód, jakie narobiła swoim wrzaskiem
Mścisława próbowała odzyskać orientację. Spoglądała w lustro, dotykała
zwisających z twarzy fałdów skóry, przeczesywała palcami siwe włosy, miętoliła
ogromnych rozmiarów płatki uszu. Nie odważyła się otworzyć ust.
- Ale… ale przecież…!!!- Kolejny krzyk spowodował
spustoszenie w kolekcji kryształów sąsiadki z góry i perforację bębenków u syna
sąsiadów z dołu. Mścisława zasłoniła lustro ręcznikiem i wyszła z łazienki.
W kuchni spędziła więcej czasu niż zamierzała. Nie mogła
odnaleźć swojego ulubionego kubka, zaparzyła więc ziółka w szklance. To znaczy
wydawało jej się, że zaparzyła, ale gdy chciała je wypić zobaczyła tylko suchą
jak pieprz torebkę na dnie szklanki. W międzyczasie odnalazł się kubek, wiec Mścisława
przełożyła torebkę herbatki do kubka i tym razem zalała wodą. Zbyt zimną, by
zioła porządnie się zaparzyły. Wylała herbatę do zlewu. Zdecydowała, że napije
się wody. Apetyt na śniadanie straciła w ogóle.
- Tabletki wystarczą - pomyślała.
I wystarczyłyby, gdyby trafiła do ust. Niestety rozsypały
się po podłodze i poturlały w kąty. Mścisława w pierwszym odruchu nawet chciała
się schylić i wszystkie je wyzbierać, jednak ostry ból towarzyszący wysuwaniu
się dysku spomiędzy kręgów skutecznie ją przed tym powstrzymał. Przed ubraniem się
w seksowną kieckę i pończoszki również. Gdy Mścisława z trudem wciągała na siebie wyjściowy dres
usłyszała klakson. Taksówkarz był punktualny. Mścisława do wczoraj również słynęła
z punktualności.
Do wczoraj…
Taksówkarz zatrąbił jeszcze trzy razy w pięciominutowych
odstępach i odjechał. Pewnie poczekałby na Mścisławę, gdyby ta łaskawie
odebrała telefon i wyjaśniła powody swojego spóźnienia. Odebrałaby chętnie,
gdyby miała dłuższe ręce. Niestety, do telefonu Mścisława dotarła mniej więcej na
kwadrans przed dziesiątą, ale za to ubrana w czysty dres, twarzowy T-shirt a
nawet skarpetki. I nie w głowie było jej teraz oddzwanianie do taksówkarza, który
złapał już pewnie ciekawszy kurs, bo właśnie w tej chwili jej własny brzuch
postanowił opaść pod wpływem grawitacji tak mniej więcej do poziomu kolan.Mścisława próbowała złapać go w dłonie, przytrzymać i podrzucając
umieścić na poprzednim miejscu, niestety zwiotczałe mięśnie rąk nie utrzymały tego
ciężaru. Gdy zaczął opadać biust Mścisława wzięła głęboki wdech, zacisnęła zęby
i …
- Nie, do cholery! - Cycki też okazały się zbyt ciężkie.
- Nie utrzymam… –
Mścisława się poddała.
Nie bacząc na to, że prawdopodobnie już nigdy nie zdoła się
podnieść, usiadła na podłodze, na środku pokoju. Twarde deski niemiłosiernie
gniotły ją w tyłek, więc położyła się na plecach. Złożyła ręce na piersiach i
spojrzała w sufit. Tuż nad nią zwisał na długiej cieniutkiej niteczce maleńki
pajączek. Patrzyła, jak pająk przebiera nóżkami i nieuchronnie zbliża się do je
twarzy. Wiedziała, że jeszcze chwila, a wyląduje wprost na jej nosie. Ta myśl
napawała ją obrzydzeniem, jednak nie była w stanie wykonać żadnego ruchu.
Trzy tygodnie później, wezwany przez zaniepokojona sąsiadkę
z drugiego pietra, Starszy sekcyjny Przemysław Opoka sprawnym ruchem wywarzył
drzwi do mieszkania. Na klatce schodowej tłoczyli się ciekawscy sąsiedzi. Posterunkowy
Michał Czarnecki wszedł do środka i zamarł w progu pokoju.
- W mordę! Co to kurwa jest?! Przemek, widziałeś kiedyś coś
takiego?
Wszystkie meble pokrywała gruba warstwa kurzu a Mścisławę Przekorną szczelny
kokon pajęczej nici.
poniedziałek, 4 marca 2019
Bezsenność
Od dawna źle sypiał.
Właściwie nie pamiętał już, kiedy
przespał spokojnie całą noc. Chyba
gdzieś tak około trzydziestki. Tak, zdecydowanie, ostatnie wspomnienie mocnego,
zdrowego snu miał sprzed trzydziestych urodzin. Teraz dobiegał sześćdziesiątki
i mógłby oczywiście zastosować powszechnie dostępne środki nasenne i wreszcie
odpocząć. Z premedytacją jednak tego nie robił. Obawiał się, że to byłby jego
koniec.
Nie sypiał dobrze, co jednak wcale nie przeszkadzało mu w śnieniu. Mechanizm
śnienia bez spania nie był dla niego do końca zrozumiały. Początkowo się
dziwił, ale już przestał. Przywykł. Pogodził się z tym, że kładzie się zmęczony,
całą noc obraca się jak kurczak na rożnie, zmieniając pozycje, bezskutecznie
poszukując tej wygodnej, zapewniającej spokojny, głęboki sen, a potem wstaje
wykończony i obolały. Zaakceptował również to, że z całkiem sympatycznego niegdyś
faceta stał się mrukiem i odludkiem. Sąsiedzi już dawno przestali się do niego
odzywać, a dzieciaki wytykały go palcami.
Właściwie był z tego zadowolony. Nie
istniało nawet najmniejsze ryzyko, że ktoś zechce odwiedzić go w jego własnym
mieszkaniu i skalać jego prywatną przestrzeń swoją realną obecnością. Żaden dzwonek
do drzwi ani natrętny sygnał telefonu nie bezcześcił świętej ciszy. Był tylko
on i sny. Wystarczyło by je skrupulatnie zanotował. Obraz po obrazie. Wizja po
wizji. Liczył się przecież najdrobniejszy szczegół.
Po latach treningu doszedł
do perfekcji. Już od wielu lat żaden redaktor nie zarobił na nim ani złotówki.
Robotę mieli tylko graficy, bo jakoś bozia poskąpiła talentu i mógł jedynie opisać, jak powinna wyglądać okładka. No i oczywiście ci wszyscy ludzie od składania
tekstu, korekty, druku, promocji, marketingu… Jego wydawca tylko zacierał ręce.
On sam nawet nie sprawdzał stanu konta. Nie pisał dla pieniędzy ani dla sławy.
Nie pisał nawet dla przyjemności.
Pisał, bo nic innego nie mógłby robić. Był
zbyt zmęczony.
Od dawna źle sypiał.
piątek, 1 marca 2019
Pożegnanie z Klarą
Klara.
Moja pierwsza bohaterka.
Moja pierwsza bohaterka.
Moja przepustka do grona pisarzy.
Zawdzięczam jej bardzo wiele i bardzo ją lubię, ale tak to już w życiu bywa, że spotykamy odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie, idziemy dłuższą lub krótszą chwilę razem, a gdy już damy sobie nawzajem wszystko, co dać mogliśmy, każde idzie w swoją stronę. Klara już dawno wyjechała nad morze. Nie była to, co prawda, jej zupełnie świadoma decyzja a raczej wynik całkowitego rozstroju nerwowego.
Tak czy siak chodzi sobie teraz wzdłuż brzegu, nie bardzo wie skąd się tam wzięła i kim jest, ale jest szczęśliwa i bezpieczna. Sprawdziłam. Nie potrzebuje mojego towarzystwa. Nie będę jej więc zawracać głowy. Może kiedyś, gdy ja wreszcie odważę się zrealizować swoje marzenia, spotkamy się przypadkiem na plaży i obie będziemy miały to cudowne wrażenie powrotu do domu, kiedy to spotyka się swoją bratnia duszę.
Do widzenia Klaro!
Subskrybuj:
Posty (Atom)