Tak to się jakoś w moim życiu składa, że do Pragi wybieram się zawsze w towarzystwie mężczyzny. Po raz pierwszy znalazłam się w Pradze jako studentka, na kilka godzin zaledwie, przy okazji majówkowego wyjazdu do Kudowy Zdrój. Pamiętam męczącą podróż, męczącego towarzysza wycieczki i absolutnie magiczne miasto, w którym zakochałam się od pierwszego spojrzenia.
Po kilku latach wróciłam do Pragi w ramach podróży poślubnej. To też był maj.Trzydziestostopniowy upał i ambitny plan zobaczenia wszystkiego, co mój pierwszy mąż - czechofil koniecznie zobaczyć pragnął umordowały mnie do nieprzytomności, ale Praga zauroczyła jeszcze bardziej.
Trzeci raz pojechałam jesienią, by pokazać Pragę ojcu. Odłączyliśmy się od wycieczki i spędziliśmy kilka cudownych godzin w tym magicznym mieście. Mimo, że człapaliśmy powolutku, tato okrutnie się zmęczył. Nie przyznawał się do tego, ale już wówczas miał poważne problemy z sercem i nie wiem który anioł stróż, jego czy mój, uchronił nas przed katastrofą. Pewnie nieźle napracowali się obaj. Ja znów nie zobaczyłam "swojej" Pragi, ale bardzo wyraźnie poczułam, że jest moja tak samo, jak Wrocław i Gdynia. I zaraz po wyjeździe zaczęłam za nią tęsknić.
Z ogromną ciekawością wybrałam się więc na literacką wycieczkę. Tym razem w roli mojego osobistego przewodnika wystąpił Mariusz Szczygieł, z reporterską dokładnością opisując najciekawsze zakątki miasta, a Filip Springer w artystyczny sposób mi je pokazał. I to już nie był maj, ale listopad, dzięki czemu uniknęłam tłumów turystów i upału.
Z przyjemnością poznawałam historię miejsc, w których byłam, bo będąc tam tego wszystkiego jeszcze nie wiedziałam. Patrzałam, jak zmieniły się na przestrzeni ostatnich lat i cieszyłam się, że nie aż tak bardzo. Szeroko otwierałam oczy z zachwytu nad tym, jakie cuda jeszcze na mnie w Pradze czekają i wpisywałam na listę: koniecznie do zobaczenia! Dawkowałam sobie te przyjemności po troszeczku, więc mój czwarty pobyt w Pradze trwał ponad miesiąc.
Wróciłam jednak w niezbyt radosnym nastroju, który trudno mi nawet dokładnie opisać. Uświadomiłam sobie, że wszystko ładnie-pięknie, ale ja znów dałam się prowadzić mężczyznom!
Wlazłam w jakieś szemrane zakamarki, przesiąknęłam smrodkiem knajp i nażarłam się strasznego sera smażonego w potrójnej panierce, który teraz zalega mi w żołądku. Do tego przestałam się łudzić, że za płotem sąsiadów trawa jest bardziej zielona a życie normalniejsze, bo: Dzisiejsze Czechy są podzielone przez trzech facetów [...] Udało im się podzielić naród na "nas" i "ich". Dlatego jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiać, tylko obrzucać się inwektywami w internecie, to na pewno przyjdzie jakiś malarz pokojowy z talentem retorycznym albo silnym marketingiem. Wykorzysta kryzys ekonomiczny i już będziemy ugotowani.
Jdi do prdele, prosim vas!
A następnym razem, to ja sobie do Pragi pojadę sama albo z przyjaciółką. Mężu wybacz! I wreszcie zobaczę ją, po babsku, magiczną, moją...